Uwodził, a później okradał? Proces Piotra Klemczaka jednak w opolskim sądzie
Sąd Okręgowy w Opolu wystąpił z wnioskiem o przeniesienie sprawy Piotra Klemczaka do wrocławskiego sądu. Mężczyzna jest oskarżony o to, że najpierw rozkochiwał w sobie kobiety, a później brał od nich "pożyczki" na rozkręcenie biznesu.
Według wniosku opolskiego sądu większość świadków jest z województwa dolnośląskiego, dlatego tam powinna odbyć się rozprawa. Wrocławski sąd apelacyjny nie zgodził się na przeniesienie i sprawa będzie rozpatrywana w Opolu, bo jak stwierdzono, województwa sąsiadują ze sobą, a połączenia komunikacyjne są bardzo dobre.
- Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uznał, że nie kwestionując, że większość świadków mieszka w województwie dolnośląskim, to i tak znaczna część z nich musiałaby dojechać do Wrocławia. Biorąc pod uwagę, że oba województwa sąsiadują ze sobą i mają bardzo dobre połączenia komunikacyjne, czas i odległość dojazdu świadków do Opola czy Wrocławia będą porównywalne - mówi Aneta Rempalska, rzecznik opolskiego sądu okręgowego.
Na przestępstwa Piotra Klemczaka nabrało się ponad 100 osób. Oskarżony w swoich historiach był już żołnierzem, windykatorem, policjantem czy detektywem.
Wpadł, gdy na policję zgłosiła się zakonnica, którą miał uwieść i przekonać do przelania mu 400 tys. zł. z konta dobrzeńskiego DPS. Po tym, jak śledczy opublikowali jego wizerunek, masowo zaczęli zgłaszać się kolejni pokrzywdzeni. Skradzione pieniądze - według prokuratury - oskarżony wydawał w kasynach. Mowa o blisko 2 milionach złotych.
- Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uznał, że nie kwestionując, że większość świadków mieszka w województwie dolnośląskim, to i tak znaczna część z nich musiałaby dojechać do Wrocławia. Biorąc pod uwagę, że oba województwa sąsiadują ze sobą i mają bardzo dobre połączenia komunikacyjne, czas i odległość dojazdu świadków do Opola czy Wrocławia będą porównywalne - mówi Aneta Rempalska, rzecznik opolskiego sądu okręgowego.
Na przestępstwa Piotra Klemczaka nabrało się ponad 100 osób. Oskarżony w swoich historiach był już żołnierzem, windykatorem, policjantem czy detektywem.
Wpadł, gdy na policję zgłosiła się zakonnica, którą miał uwieść i przekonać do przelania mu 400 tys. zł. z konta dobrzeńskiego DPS. Po tym, jak śledczy opublikowali jego wizerunek, masowo zaczęli zgłaszać się kolejni pokrzywdzeni. Skradzione pieniądze - według prokuratury - oskarżony wydawał w kasynach. Mowa o blisko 2 milionach złotych.