Ekstraklasa koszykarzy - trener Spójni: derby w półfinale, a nie wakacje
W piątym, decydującym meczu ćwierćfinałowym Spójnia, przystępująca do play off z ósmego miejsca, wygrała we Włocławku 81:77. PGE Spójnia przegrała dwa pierwsze mecze we Włocławku.
Straty odrobiła w dwóch meczach we własnej hali. W decydującym pojedynku, w Hali Mistrzów, przez całe spotkanie prowadziła i "wypunktowała" gospodarzy. W zespole Anwilu, który był wspierany przez fanatycznych kibiców, szwankował przede wszystkim rzut za trzy punkty, nie trafiał też w kluczowych akcjach lider zespołu - najlepszy gracz sezonu zasadniczego Victor Sanders.
Zespół w Włocławka trafił w decydującym spotkaniu u siebie zaledwie pięć na 21 rzutów za trzy punkty. Goście trafili z dystansu dziewięć razy.
To pierwszy półfinał Spójni od 1997 roku, gdy zagrała o złoto z Mazowszanką Pruszków. Jej rywalem w tegorocznym półfinale będzie obrońca trofeum King Szczecin.
"Kluczowe były mecze u siebie, gdy doprowadziliśmy do 2-2. Tutaj przyjechaliśmy już na piąty mecz z zupełnie innym nastawieniem. Przyjechaliśmy po wygraną" - powiedział gracz gości Karol Gruszecki.
Dodał, że on i koledzy będą celebrować tę serię. "Trzeba jednak pamiętać, że już w sobotę następne spotkania z bardzo silnym przeciwnikiem" - dodał doświadczony koszykarz PGE Spójni. Przyznał, że jego zespół pilnował tego, aby drużyna z Włocławka ich nie przełamała ani na moment.
"Bardzo dobrze graliśmy i szykujemy się na następną serię. Będę to derby woj. zachodniopomorskiego. Pewnie będą pełne trybuny w każdym spotkaniu" - podsumował Gruszecki.
Trener Spójni Sebastian Machowski przypomniał, że po dwóch przegranych na początku serii we Włocławku mówił na konferencji pomeczowej, że dalej wierzy w wygraną w ćwierćfinale z Anwilem.
"Coś +kliknęło+ w naszej skuteczności rzutowej z obwodu w trzecim, czwartym i piątym meczu. Jestem bardzo zadowolony i szczęśliwy z uwagi na cały klub. W mieście czuć pozytywne wibracje i emocje. Teraz wszyscy oczekujemy na derbowe spotkanie w półfinale, a nie jedziemy na wakacje" - powiedział Machowski.
Jego zdaniem najważniejsza była "pewność siebie". "Byliśmy po czterech porażkach z Anwilem - dwóch w sezonie zasadniczym i dwóch w pierwszych meczach tej serii. Wygraliśmy pierwszy mecz u siebie i odzyskaliśmy wiarę. Zadecydowała pewność siebie" - ocenił szkoleniowiec PGE Spójni.
Kapitan Anwilu Kamil Łączyński przyznał, że Anwil bardzo źle wszedł w decydujący mecz, gdyż było na początku 0:11.
"Jesteśmy niezadowoleni z rezultatu. Bardzo chcieliśmy awansować do półfinału. Wiem, ile wszyscy włożyliśmy w to wszystko walki i wysiłku. Szkoda, że jeszcze raz przeżywam moment, gdy +jedynka+ przegrywa z +ósemką+. Zawiodła nas skuteczność" - powiedział rozgrywający Anwilu.
Łączyński dodał, że zdecydował "małe rzeczy", "brak szczęścia", drobne błędy w pojedynczych sytuacjach. "Staraliśmy się z całych sił, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że byliśmy dziś słabsi od Spójni. Im wpadała piłka do kosza, a nam nie. W koszykówce chodzi o trafianie" - powiedział były reprezentant Polski.
Podkreślił, że ma ważny kontrakt z Anwilem na kolejny sezon i chciałby zostać we Włocławku.
"Nie wiem jednak jaki tu będzie skład, co tutaj będzie. Kontrakt mam jednak ważny. W tym sezonie były momenty naprawdę fajne m.in. początek sezonu i seria 13:0. Nie wiem sam, czy teraz cieszyć się z ośmiu miesięcy solidnej koszykówki, czy ze słabego w naszym wydaniu ostatniego tygodnia" - powiedział Łączyński.
Trener Anwilu Przemysław Frasunkiewicz powiedział, że gratuluje PGE Spójni, która "rozpędzała się w serii, a na końcu była na takich obrotach, że nie dało się jej przełamać".
Frasunkiewicz podkreślił, że zawodników dopadła we wtorek "straszna presja". "Dziś zawiódł nasz atak. W mojej ocenie psychiczny aspekt mocno zadziałał po trzecim meczu, którego nie udało się wygrać w końcówce, i to w mojej ocenie wpłynęło na skuteczność" - ocenił szkoleniowiec.
"Jeżeli mówimy o winie, to jest moja wina. Proszę nie atakować Victora Sandersa. On robił dziś co mógł i nie obwiniajmy jego. To ja mu daję piłkę do rąk i odpowiedzialność spada na mnie. Gdy szliśmy w tej serii na 3:0, to wszyscy mówili, że +za mało+ Victora, a dziś są pytania, czy nie za dużo Victora. Dziś jest czas na odpoczynek, przemyślenie wszystkiego" - stwierdził Frasunkiewicz.
Dodał, że Włocławek jest "cudownym miejscem do pracy", a on "nie obrazi się za żadne słowa kibiców po meczu". "Gdybym był młodszy i gdybym był kibicem pewnie bym reagował tak samo. Nie obrażę się na Włocławek. Przyznaję jednak, że to fatalny wynik, gdy najlepszy zespół w sezonie zasadniczym przegrywa w ćwierćfinale z ósmym" - powiedział Frasunkiewicz. (PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ krys/