"Rzeczpospolita" podała, że tylko w tym roku cyberincydentów było w Polsce ponad 9 tysięcy i dotyczyły podmiotów publicznych i prywatnych.
- To cyfra, którą jesteśmy w stanie wygenerować na podstawie ujawnionych ataków, ale gros ataków jest nieujawnionych bo ludzie, którzy zostali zaatakowani nie chcą się tym chwalić - podkreślił.
Na ataki hakerów narażeni są nie tylko politycy i instytucje państwowe, ale także banki, sektor prywatny i samorządy.
- Ataki na polityków i instytucje państwowe są dokonywane z jednej strony przez osoby które chcą dać pstryczka w nos udowadniając, że zabezpieczenia były niewystarczające, a z drugiej strony może to być inspirowane przez obce służby. Dotyczy to także administracji województw i samorządów. Myślę, że w naszym regionie też są dokonywane takie ataki. Politycy nie edukują się w tym zakresie, niechętnie słuchają na szkoleniach, wydaje im się, że wszystko wiedzą - powiedział Bartłomiej Pater.
Podkreślił też, że każdy z nas jest narażony na cyberatak, bo każdy gdzieś pracuje. I o ile prezesowi firmy informatycy przygotowują mocne zabezpieczenia, to innym pracownikom, na przykład sekretariatu, czy księgowości już nie.
- Hakerzy widzą w tym swoją szansę i słabe miejsca. Atakują. Mogą wykraść kontakty, a te mogą ich doprowadzić do ludzi władzy i w ten sposób mogą do nich dotrzeć. Włamać mogą się także poprzez domowe urządzenia z dostępem do Wi-Fi jak telewizor, drukarka, odkurzacz, czy lodówka. Uzyska w ten sposób pewne dane, jako łącznik i otworzy sobie "furtkę".