Spółdzielnia socjalna łączy w sobie cechy przedsiębiorstwa oraz organizacji pozarządowej. Najmniej połowę członków takiej spółdzielni muszą stanowić osoby zagrożone wykluczeniem społecznym.
- Przed nami były w Nysie dwie takie spółdzielnie. Najprawdopodobniej nie dały rady i już ich nie ma. Gdy zakładaliśmy naszą spółdzielnię socjalną powstała jeszcze jedna i też już została zlikwidowana. Chcieliśmy mieć pracę. Parę osób, które szukało miejsca na ziemi, w przestrzeni zawodowej wymyśliło, że mogłoby coś razem zrobić. Stąd pomysł na taką spółdzielnię. Były to osoby zmagające się z bezrobociem. Myśmy się połączyli, bo była też potrzeba wzajemnego uzupełniania się i wzajemnego wsparcia. Korzystamy z różnych preferencji m.in. ulgi podatkowej. Jesteśmy spółdzielnią socjalną osób prawnych. Członkami są trzy stowarzyszenia i nasi pracownicy. Obecnie zajmujemy się trzema obszarami. Jest to wsparcie dla seniorów, wsparcie dzieci i młodzieży poprzez działalność Specjalistycznej Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej oraz prowadzimy Centrum Integracji Społecznej, czyli podmiot zatrudnienia socjalnego dla osób wykluczonych społecznie, które korzystają z reintegracji społecznej i zawodowej. Spółdzielnia socjalna to trudny podmiot. Napotkaliśmy różne problemy. Ostatnio pomogła nam tarcza antykryzysowa. Tylko dzięki temu jeszcze jakoś trwamy, bo podzielilibyśmy los innych przedsiębiorstw. W maju ubiegłym roku otworzyliśmy dzienny dom dla osób starszych, głównie z myślą o osobach z demencjami. Zgłosiło się do nas zaledwie kilka osób. Czekamy na lepsze czasy – powiedziała Marzena Głogowska-Szukszto, prezes Spółdzielni Socjalnej „Parasol” w Nysie.
W lipcu minie piętnaście lat od wejścia w życie ustawy o spółdzielniach socjalnych.