- Nie jesteśmy samotną wyspą, musimy się liczyć z tym, że część pacjentów będziemy mieli z sąsiednich regionów. To się już dzieje. Jest bardzo ciężko w tej chwili - podkreślił.
Gość Porannej Loży zaznaczył, że nie ma problemu z dostępem do łóżek. - Problem jest w tym, żeby zorganizować odpowiednią liczbę kadry medycznej. Najbardziej brakuje anestezjologów i pielęgniarek anestezjologicznych. Jest nas generalnie za mało - mówił dr Bojko.
- Pracuję w szpitalu gdzie jest i oddział zakaźny i oddział intensywnej terapii. Jest on obłożony w stu procentach. Codziennie odbieram około pięciu, dziesięciu telefonów z prośbą o przyjęcie pacjenta, który bez tej pomocy umrze. Niestety muszę odmawiać, a ci pacjenci są tak samo ważni jak pacjenci covidowi - podkreślał. - To niezwykle trudne decyzje o charakterze emocjonalnym. Zastanawiamy się, jak długo jeszcze będziemy mogli i kiedy przyjdzie ten moment, gdzie się wyczerpie nasz system.
- Lock down jest absolutnie konieczny. Zwracam się do słuchaczy z prośbą, aby zrozumieli, że my medycy stoimy przed dramatami i zastanawiamy się czy nie jesteśmy blisko kresu, gdzie nie będziemy mogli pacjentom pomóc. Wiem, że pandemii nie widać na ulicy. Chorzy są u nas i u nas umierają. Powinniśmy się bardzo zdyscyplinować i próbować przerwać to co się dzieje. Pracuję przeszło 40 lat i nie sądziłem, że dożyję takiej sytuacji jak jest teraz. Myślę, że można to porównać do sytuacji wojennej - podkreślał ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii.