W meczu na szczycie ekstraklasy beniaminek ze Słupska po raz kolejny zaskoczył rywali. Czarni, który do tej pory mieli bilans 5-1 i pokonali takie firmy jak wicemistrz Polski Enea Zastal BC w Zielonej Górze, czy Śląsk we Wrocławiu, tym razem dyktowali warunki we Włocławku.

"Niesamowite emocje! Teoretycznie niespodziewane zwycięstwo, ale ja wierzyłem w sukces, widząc jak zespół przygotowuje się do tego spotkania przez cały tydzień. Wiedziałem, że nasi trenerzy +rozłożyli+ Anwil na czynniki pierwsze i że wszyscy zawodnicy będą dobrze przygotowani taktycznie do tej walki" - podkreślił prezes Czarnych.

Słupszczanie, którzy przez większość spotkania nadawali ton rywalizacji prowadząc kilkoma punktami, wygrali minimalnie walkę pod tablicami (42:39). Kluczem do sukcesu na gorącym terenie we Włocławku była skuteczność rzutów zza linii 6,75 m. Podopieczni litewskiego trenera z polskim paszportem Mantasa Cesnauskisa trafili aż 14-krotnie z dystansu (na 28 prób) podczas gdy gospodarze zaledwie pięć razy (z 24). Za dwa punkty trafili tylko osiem razy, ale tę słabość nadrabiali walecznością i defensywą.

"W drugiej połowie udało się ograniczyć straty, które wynikały i z obrony rywali, i z presji stwarzanej przez kibiców Anwilu. Oczywiście nasi zagraniczni liderzy byli przygotowywani na tę atmosferę przez trenerów, ale co innego słyszeć o tym, a co innego to przeżywać. Myślę, że byli tym jednak zaskoczeni. W hali Gryfia jest gorący doping, ale we Włocławku fani tworzą podobne widowisko. Bardzo się cieszę, że nasi koszykarze zachowali spokój i konsekwencję w końcówce, czyli to, czego zabrakło w przegranym meczu z Bydgoszczą. Na pewno radość w drużynie i w sztabie szkoleniowym będzie jeszcze przez kilkadziesiąt godzin... Aż do rozpoczęcia przygotowań do kolejnego pojedynku" - podkreślił Jankowski.

Koszykarze Czarnych najwyższą przewagę uzyskali na początku czwartej kwarty, po serii dziewięciu punktów prowadzili 69:59. Gospodarze dopingowani przez kibiców walczyli do końca - najpierw zmniejszyli straty do jednego punktu (73:74) po rzucie Jonaha Mathewsa za trzy, a potem prowadzili minimalnie 75:74 na dwie minuty i 26 sekund przed końcem. W kolejnych akcjach piłka wykręcała się z atakowanego kosza. Wojnę nerwów, "podgrzewaną" przerwami branymi przez obydwu szkoleniowców, wygrali ostatecznie goście, którzy po ostatnim gwizdku cieszyli się spontanicznie na środku boiska.

Najlepszym strzelcem beniaminka był Amerykanin Billy Garrett, który zrobił sobie prezent, bo w sobotę będzie obchodził 27. urodziny. Rozgrywający, który występował przez trzy lata na zapleczu ligi NBA, a w minionym sezonie na parkietach Francji i Grecji, uzyskał 22 pkt. Miał także pięć zbiórek, cztery asysty, trzy przechwyty oraz blok i cztery straty. Wszystkie statystki złożyły się na najwyższy wskaźnik efektywności (18) w obydwu zespołach.

W drużynie z Kujaw najlepszy był tercet amerykański: Jonah Mathews - 19 pkt, Kyndall Dykes i Luke Petrasek - obydwaj po 18. Kamil Łączyński miał dziewięć asyst i trzy zbiórki, ale nie zdobył żadnego punktu.

Anwil doznał pierwszej w sezonie porażki, która spowodowała, że beniaminek zrównał się z nim bilansem - oba zespoły mają po sześć zwycięstw i jednej przegranej. (PAP)

olga/ cegl/