Zachorowania dzieci na zapalenie płuc i oskrzelików są spowodowane wirusem RSV. Nie ma na niego szczepionki, nie ma lekarstwa. Najmłodsze dzieci muszą być leczone w szpitalach.
- Przebieg może być ciężki, szczególnie małe niemowlęta trafiają do oddziału intensywnej terapii bo to stan zagrażający niewydolności oddechowej. Zdarzało się w czasie moich dyżurów, że nie mieliśmy miejsca dla chorego dziecka i szukaliśmy w innych jednostkach. Mamy wyjątkowy kryzys bo w większości oddziałów miejsc nie ma a dostępność do lekarza POZ też jest utrudniona - podkreślał konsultant wojewódzki.
Wyjaśnił on, że od lat liczba pediatrów spada, wiąże się to z wieloletnimi zaniedbaniami w tym zakresie. - Wybitnie starzeje nam się środowisko pediatrów. Nie kładło się nacisku na szkolenie nowych, wręcz utrudniano dostęp do tej specjalizacji bo nigdzie pediatria nie jest rentowna. Często NFZ wytyka, że w wakacje te oddziały pediatryczne nic nie robią, bo dzieci latem mniej chorują - mówił gość Radia Opole. Zaznaczył przy tym, że potrzebna jest zmiana organizacji pracy, poprzez zadbanie o to, żeby na oddziałach pediatrycznych były usługi diagnostyczne, to latem nie było by "przestoju" na oddziału.
Konsultant wojewódzki ds. pediatrii zwracał uwagę na wiek pediatrów na Opolszczyźnie.
- Cztery piąte pediatrów jest powyżej 51 roku życia, czyli w ciągu 10 lat mogą być poza systemem. Pozostali nie zabezpieczy opieki zdrowotnej dla dzieci. Na 135 lekarzy dziecięcych w regionie 28-rech jest w przedziale wiekowym 30-40 lat.
Dr Mijas powiedział, że trudna sytuacja jest na oddziałach pediatrii w Kluczborku i Krapkowicach. - Dostałem sygnał z Krapkowic, że jest ryzyko zamknięcia oddziału. Pediatrię zamknięto ostatnio w Oleśnie z powodów kadrowych. Nie mogę się zgodzić ze stanowiskiem opolskiego NFZ-u, że inne oddziały pediatryczne "załatwią sprawę". Oddziały nie są z gumy, trzeba natychmiast się spotkać i umożliwić istniejącym oddziałom stworzenie dodatkowych łóżek. Jeżeli tego nie zrobimy może to spowodować nieprzyjmowanie pacjentów na oddział a za to, według przepisów odpowiadają lekarze, a nie decydenci, którzy są za to odpowiedzialni - powiedział dr Mijas.