- W maju nie mieliśmy żadnej informacji ze szkół, od nauczycieli czy pedagogów, że jakieś dziecko może doświadczać przemocy. A my często takie sygnały od nich dostajemy, bo np. pracownik socjalny wizytuje rodzinę od 13-15, gdy dziecko jest w szkole i rzadko ma możliwość zauważenia jakie relacje są między rodzicem a dzieckiem – powiedziała Małgorzata Kozak.
- To co dla nas trudne, to to, że wiemy, że rodzice sobie nie radzili z pomocą dzieciom w tym zdalnym systemie nauczania. Ci, którzy mają niskie kwalifikacje, nie mają umiejętności obsługi komputera już w ogóle sobie nie radzili. Rodziną zastępczą jest często babcia albo dziadek i oni też nie zawsze maja takie możliwości. Te dzieci miały więc ogromną trudność i one po prostu się nie uczyły – dodała wicedyrektor MOPR.
Nasz gość zwrócił uwagę, że z roku na rok wzrasta liczba postanowień sądu o umieszczeniu dziecka w tzw. pieczy zastępczej.