Jak mówi nasz gość, pomysł narodził się 10 miesięcy temu. Chodziło o to, by studenci kierunków związanych z bezpieczeństwem na własnej skórze poczuli, jak może wyglądać sytuacja ekstremalnego zagrożenia.
- Scenariusz był naprawdę bardzo realistyczny - mówi Maziarz. - Komandosi z Lublińca, którzy wcielili się w role komandosów, wtargnęli do budynku wyposażeni w broń automatyczną i wyrzutnie rakiet, wyłapali wszystkich 26 zakładników, którymi dobrowolnie zgodzili się być nasi studenci, kazali im się ubrać w jednakowe malarskie kombinezony, związali ich i sterroryzowali. Presja psychiczna była ogromna, krzyk, zmuszanie do ćwiczeń fizycznych, pełna kontrola. Czy skuteczna? Gdy do akcji weszli policjanci, wśród leżących zakładników ukrył się terrorysta. Studenci byli tak wystraszeni, że go nie wskazali. Czyli mieliśmy pierwsze objawy syndromu sztokholmskiego.
Organizatorzy zawiadomili policję, przed Collegium Civitas najpierw pojawili się antyterroryści z Opola, potem dojechali ich koledzy z Wrocławia. Planowanie szturmu trwało kilka godzin, bo trzeba było przeanalizować plany kampusu i budynku. Dwie grupy uderzeniowe miały wejść do obiektu bocznymi drzwiami, ale okazało się, że są one zaminowane i trzeba atakować głównym wejściem a potem zdobywać piętro za piętrem.
- Policja opracuje swój raport na temat popełnionych błędów. Nie wiem, czy zostanie upubliczniony - mówi nasz gość. - Nasz wniosek jest taki, że wśród studentów i kadry uczelni jest niestety bardzo niska świadomość zagrożeń. I nad tym trzeba popracować. Może podczas kolejnych ćwiczeń, bo na pewno będziemy się starali je zorganizować.