LN siatkarek - Kaczor: widzę zespół, w którym jest chemia i chęć wygrywania
Biało-czerwone w pierwszym turnieju w tureckiej Antalyi pokonały kolejno Włochy, Francję, Holandię i Japonię. Takiego otwarcia nie miały jeszcze nigdy, a cztery zwycięstwa wywindowały je na trzecią pozycję w międzynarodowym rankingu.
"To fantastyczny wynik, ja w ogóle nie przypominam sobie takiej serii i liczę, że będzie trwała ona w nieskończoność. Widzę przede wszystkim fajną, ciekawą, dobrze zorganizowaną drużynę, w której jest chemia i chęć wygrywania. To jest rzecz, która od dwóch lat charakteryzuje naszą reprezentację" - przyznała Kaczor.
Jak dodała, pierwsze spotkania pokazały, że praca wykonana przez trenera Stefano Lavariniego w ciągu ostatnich dwóch lat już procentuje w kolejnym sezonie.
"Trener Lavarini wraca do swoich systemów, ale też musi szybko wkomponować nowe twarze. Natalia Mędrzyk akurat jest bardzo doświadczoną zawodniczką, dlatego pewne rzeczy szybciej +łapie+. Dziewczyny przyjechały na zgrupowanie po bardzo krótkim odpoczynku i to zmęczenie po sezonie ligowym na pewno dawało się we znaki. Mimo to, są naprawdę w wysokiej formie. W Turcji z dobrej strony pokazała się też m.in. Julita Piasecka oraz libero Ola Szczygłowska. Poza tym, nic tak nie buduje atmosfery, jak wygrywanie kolejnych meczów po 3:0. Boję się tylko, że zaraz ten balonik szybko nam urośnie" - podkreślił brązowa medalistka mistrzostw Europy z 2009 roku.
Była reprezentantka Polski przypomniała, że biało-czerwone w pierwszym turnieju nie wystąpiły w najsilniejszym składzie. Zabrakło m.in. rozgrywającej Joanny Wołosz, która najpóźniej zakończyła ligowy sezon.
"Mamy jednak kłopoty zdrowotne, bo nie było Olivii Różański i Moniki Fedusio, a pod koniec turnieju problemy dopadły Agnieszkę Korneluk" - zaznaczyła.
Jej zdaniem przez ostatnie lata polskie siatkarki poprawiły grę w decydujących momentach setów czy meczów.
"Zaczynami być królowymi końcówek - zimna krew i chłodna głowa powoli staje się naszymi znakiem rozpoznawczym. Wierzę, że to doświadczenie z rozgrywek międzynarodowych zaprocentuje w przyszłości, może akurat w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich. Natomiast zawsze można znaleźć jakieś mankamenty, nawet elementy komunikacji na boisku. Czasami trzeba popracować nad samą zagrywką, nad jej przyjęciem" - podkreśliła.
Kaczor chwaliła reprezentację za bardzo dobre realizowanie założeń taktycznych, jak to miało miejsce choćby w ostatnim spotkaniu przeciwko Japonii.
"Wyłączyliśmy Sarinę Kogę, najlepiej punktującą zawodniczkę tej reprezentacji. Ona nie tylko w tym sezonie, ale i poprzednim notowała średnio po 20 punktów w meczu. Z nami zdobyła cztery i zeszła z boiska. Podobnie było w pojedynku z Holenderkami, gdzie głównym założeniem było ograniczyć ich grę środkiem i to się udało" - wyliczała.
Polki już we wrześniu ubiegłego roku wywalczyły bilet do Paryża, ale o niego walczy wciąż wiele reprezentacji, w tym niedawni rywale - Włochy, Holandia i Japonia. A punkty zdobyte w Lidze Narodów przekładają się na miejsce w międzynarodowym rankingu, na podstawie którego zostaną wyłonieni pozostali uczestnicy igrzysk. Dlatego biało-czerwone mogą rywalizować w rozgrywkach już bez z większej presji.
"Z jednej strony tej presji nie ma, z drugiej strony zawodniczki mają wobec siebie duże oczekiwania, żeby wygrywać z tymi najlepszymi. Pokonaliśmy dwa razy z rzędu Włoszki, wcześniej zrobiliśmy to w turnieju kwalifikacyjnym. I takie wyniki pozostawiają ślad mentalny. To nie jest tak, że my tych punktów nie musimy zbierać, bo wysoka pozycja w rankingu FIVB pozwoli nam na lepsze rozstawienie przed turniejem olimpijskim. Liga Narodów to jest też prestiżowym turniej, tu walczy się o medale. Wierzę, że nie będziemy za ileś lat wspominać, że w 2023 roku zdobyliśmy brązowy medal i to był jakiś odosobniony przypadek. Mam nadzieję, że to będzie już pewna regularność potwierdzająca to, że my już jesteśmy na tych światowych salonach" - podsumowała Kaczor, uczestniczka igrzysk w Pekinie (2008), na których polska reprezentacja wystąpiła po raz ostatni. (PAP)
autor: Marcin Pawlicki
lic/ krys/