Australia/ Chińskie tajne służby starają się uprowadzać z zagranicy dysydentów
Chiński zbieg, który był funkcjonariuszem Biura Ochrony Bezpieczeństwa Politycznego, twierdzi, że nakazano mu śledzenie dysydentów w krajach, w których znaleźli schronienie, m.in. w Indiach, Tajlandii, Kanadzie i Australii. Miał zdobywać ich zaufanie i zwabiać w miejsca, w których mogliby zostać porwani i odesłani do Chin. Ani chińskie, ani australijskie służby nie skomentowały tych informacji.
"Wierzę, że społeczeństwo ma prawo poznać tajny świat. Chiński Departament Bezpieczeństwa Politycznego, dla którego pracowałem przez 15 lat, to nadal +najciemniejszy+ departament chińskiego rządu".
Zdaniem ABC był to pierwszy przypadek publicznej wypowiedzi funkcjonariusza chińskich tajnych służb. Rozmawiając z mediami, mężczyzna używał pseudonimu, a stacja twierdzi, że widziała "setki" dokumentów, potwierdzających prawdziwość jego zarzutów.
Jak powiedział australijskiej stacji Peter Mattis, analityk zajmujący się Chinami w konserwatywnym amerykańskim think tanku "Jamestown Foundation", Pekin stara się ukrócić głosy sprzeciwu wśród chińskiej diaspory, a Departament Bezpieczeństwa "odgrywał rolę w próbach uciszania dysydentów i mapowaniu ich sieci". (PAP)
os/ mms/