Tokio/lekkoatletyka - Hołub-Kowalik: będzie gruby medal i to nie brązowy
Biało-czerwoni startowali w składzie: Dariusz Kowaluk, Iga Baumgart-Witan, Hołub-Kowalik i Kajetan Duszyński. Uzyskali czas 3.10,44, który jest rekordem Europy.
"Ten rekord Europy będzie obowiązywał 24 godziny, ale chociaż można się trochę pocieszyć" - rzuciła na wstępie w rozmowie z dziennikarzami Hołub-Kowalik.
Humory jej oraz pozostałym członkom sztafety dopisywały. 28-letnia lekkoatletka przyznała, że podczas eliminacji panował duży chaos przy zmianach.
"Zazwyczaj sędziowie pomagają, a tym razem było trochę inaczej. Ale ja - stara wyga - sobie poradzę. Wiedziałam, gdzie stanąć, ale wiele dziewczyn było zdezorientowanych" - zapewniła.
A Baumgart-Witan dodała, że gdy biegnący na pierwszej zmianie zawodnicy byli już na ostatniej prostej, to sędziowie nie chcieli wpuścić na bieżnię przejmujących od nich pałeczkę koleżanek z kadry.
Jako pierwszy w polskiej ekipie ruszył Kowaluk, który przyznał, że zadanie miał proste.
"Jak najmocniej iść i utrzymać to na ostatniej prostej. Udało się w stu procentach. Treningi od trzech tygodni na obozie pokazywały, że jestem w życiowej formie, co dziś też zaprezentowałem" - stwierdził.
Jak dodał, wieczorowa pora sprzyjała szybkiemu bieganiu. "Bo wtedy tak się nie odczuwa tej duchoty, wiatr też się uspokoił" - analizował.
Zmieniła go Baumgart-Witan, która w efektownym stylu wyprowadziła biało-czerwonych na prowadzenie.
"Fajnie jest mijać innych. Zwłaszcza dziewczyny, które wiedziałam, jakie miały czasy indywidualne, ale też wiedziałam, że po mistrzostwach Polski bardzo ciężko pracowałam oraz walczyłam każdego dnia i wyglądałam coraz lepiej. Wiedziałam, że jestem w bardzo wysokiej dyspozycji, bo biegałam bardzo szybko, ale z Gosią rozmawiałyśmy, że musimy to same zobaczyć na zawodach i to jeszcze takiej rangi zawodach. Przypomniałam sobie, że umiem biegać, że zrobiłam to tak jak w swoich najlepszych czasach" - podsumowała zmagająca się wcześniej z kłopotami zdrowotnymi zawodniczka.
Jak zapewniła, na bieżni nie myśli o wcześniejszych problemach.
"Biegnie się tym, co ma się w sercu, mięśniach, głowie i przy okazji to sztafeta. Walczymy dla samych siebie, ale jak coś popsuje, to to idzie na niekorzyść reszty, więc byłoby mi głupio po prostu" - dodała ze śmiechem.
Hołub-Kowalik przyznała, że zadaniem, które wyznaczył jej trener, było wypracowanie możliwe dużej przewagi, by ułatwić zadanie biegnącemu ostatnie okrążenie Duszyńskiemu.
"Zrobiłam, co mogłam. Zadanie z jednej strony miałam bardzo łatwe, bo nie miałam nikogo obok, więc musiałam biec swoje. Ale z drugiej, nie miałam też żadnego odnośnika, musiałam walczyć cały czas sama ze sobą. Wiedziałam, że jesteśmy świetnie przygotowani, trenowaliśmy wszyscy razem, więc wiemy, w jakiej jesteśmy dyspozycji" - zaznaczyła.
Wspomniała z uśmiechem moment, w którym zobaczyła, że w pierwszym biegu eliminacyjnym padło wiele rekordów krajów.
"Pomyślałam: +na bogato+. Ale my dołożyliśmy rekord Europy, więc biegniemy... jeszcze bardziej na bogato. Ale ten rekord Europy przetrwa tylko 24 godziny. Oczywiście zostanie poprawiony przez nas" - skwitowała.
Duszyński ruszył bardzo mocno i potem przyznał, że starał się sobie wyobrażać ducha rywala, który biegnie za nim.
"Żeby utrzymać rytm" - wyjaśnił.
Na koniec Hołub-Kowalik jeszcze raz zapewniła, że sobotni finał będzie udany dla polskiej sztafety.
"Będzie gruby medal i to nie brązowy" - podkreśliła
Z Tokio Agnieszka Niedziałek.(PAP)
an/ krys/