Zwłoki w tapczanie. Ruszył proces w sprawie zabójstwa Magdaleny M. z Kędzierzyna-Koźla
Przed Sądem Okręgowym w Opolu ruszył dziś (07.10) proces Jakuba D. oskarżonego o zabójstwo swojej dziewczyny. Do zdarzenia doszło w marcu tego roku w Kędzierzynie-Koźlu. Po tym jak pokrzywdzona Magdalena M. przez długi czas nie odbierała telefonu, zainterweniowało jej rodzeństwo i z pomocą strażaków weszli do mieszkania zajmowanego wspólnie z chłopakiem. Mężczyzny w mieszkaniu nie było, natomiast w tapczanie odkryto zwłoki kobiety.
- Oskarżam Jakuba D. o to, że działając z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia poprzez przyciskanie twarzy do nieustalonej powierzchni i przytrzymywanie głowy w okolicy karku nieustalonym przedmiotem tępym, tępokrawędzistym, pozbawił Magdalenę zdolności oddychania, doprowadzając do gwałtownej śmierci - mówił prokurator.
Oskarżony nie przyznaje się do winy i podtrzymał zeznania, które wcześniej złożył w prokuraturze. - Jak wychodziłem z tego mieszkania, to nie zamykałem drzwi na klucz, jestem tego pewien, bo nigdy nie zamykam drzwi na klucz, takie mam przyzwyczajenie. Jak ja wychodziłem z mieszkania, to Magda jeszcze spała. Ona pracowała, była w pracy dzień wcześniej. Decyzja o rozstaniu była z mojej strony, to ja zdecydowałem o rozejściu się. Rozmawialiśmy na temat mieszkania, moja partnerka nie chciała żebym się wyprowadził. Ja chciałem, a ona nie - jego zeznania odczytał sędzia Robert Mietelski.
Oskarżony na sali sądowej formułował zastrzeżenia co do przeprowadzonego eksperymentu procesowego. W trakcie zeznań okazało się również, że oskarżony miał kontakt ze światem kryminogennym i miał wierzycieli, którzy mu grozili. Ten jednak nie brał tych gróźb na poważnie. Długi miała mieć także jego partnerka.
Prokurator zwrócił uwagę, że we wcześniejszych przesłuchaniach Jakub D. o groźbach nie wspominał. Dlaczego?
- Z obawy o swoje życie, z obawy o życie mojej rodziny, moich bliskich, byłem przekonany, że organy ścigania znajdą dowody na moją niewinność, a na winę innej osoby - tak tłumaczył oskarżony.
Przed sądem zeznawała dziś także rodzina poszkodowanej. Oskarżonemu grozi kara w wymiarze od 8 do 15 lat, 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocie.