Pociął żonie twarz butelką. Zapadł prawomocny wyrok
44-letni Daniel N., który pociął swojej żonie twarz butelką, trafi na 10 lat za kratki. Tak prawomocnie zdecydował wrocławski sąd apelacyjny, który w żaden sposób nie zmienił wyroku opolskiego sądu w pierwszej instancji.
Mężczyzna podejrzewał kobietę o zdradę i zadał jej kilka ciosów rozbitą butelką w okolice szyi. Przed sądem twierdził, że to przez przypadek, ponieważ się potknął. Do zdarzenia doszło w czerwcu 2019 roku w Strzelcach Opolskich.
Oskarżony tłumaczył przed opolskim sądem na pierwszej rozprawie, że podejrzewał żonę o zdradę.
- Zacząłem do niej mówić normalnie. Zostaw tego kochanka, najważniejsze są dzieci i rodzina. Ona zaczęła ze mnie drwić i śmiać się. Wtedy pod wpływem wzburzenia przyłożyłem jej butelkę do szyi. Powiedziała, że nie przy dzieciach i szarpnęła mnie za sobą do łazienki. Zrobiliśmy krok, dwa i wtedy potykając się przewróciliśmy się. Wstałem i zobaczyłem krew na rękach. To był przypadek - wyjaśniał oskarżony przed Sądem Okręgowym w Opolu.
Wersja zdarzeń pokrzywdzonej kobiety znacząco różni się od tego, co przed sądem mówił oskarżony.
- Nawet nie dokończyłam zdania, bo od razu wbił mi butelkę. Złapałam za nią, żeby nie umiał wbić jej dalej. Wciągnęłam go do łazienki, żeby moje dzieci tego nie widziały. Usłyszałam, że mam z nim nie pogrywać i odwołać rozwód. Gdy byliśmy już na podłodze prosiłam go, żeby przestał. Mówiłam, że zaraz nasza córka się obudzi i zobaczy pełno krwi, martwą mamę, tatę mordercę. On nie przestawał. Dopiero przestał jak mój syn zapukał do okna i krzyczał, że już jedzie policja, zostaw mamę - zeznawała pokrzywdzona na pierwszej rozprawie.
Oskarżony odpowiadał za usiłowanie zabójstwa, dlatego groziło mu od 8 lat więzienia do nawet dożywocia. Wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu jest prawomocny.
Oskarżony tłumaczył przed opolskim sądem na pierwszej rozprawie, że podejrzewał żonę o zdradę.
- Zacząłem do niej mówić normalnie. Zostaw tego kochanka, najważniejsze są dzieci i rodzina. Ona zaczęła ze mnie drwić i śmiać się. Wtedy pod wpływem wzburzenia przyłożyłem jej butelkę do szyi. Powiedziała, że nie przy dzieciach i szarpnęła mnie za sobą do łazienki. Zrobiliśmy krok, dwa i wtedy potykając się przewróciliśmy się. Wstałem i zobaczyłem krew na rękach. To był przypadek - wyjaśniał oskarżony przed Sądem Okręgowym w Opolu.
Wersja zdarzeń pokrzywdzonej kobiety znacząco różni się od tego, co przed sądem mówił oskarżony.
- Nawet nie dokończyłam zdania, bo od razu wbił mi butelkę. Złapałam za nią, żeby nie umiał wbić jej dalej. Wciągnęłam go do łazienki, żeby moje dzieci tego nie widziały. Usłyszałam, że mam z nim nie pogrywać i odwołać rozwód. Gdy byliśmy już na podłodze prosiłam go, żeby przestał. Mówiłam, że zaraz nasza córka się obudzi i zobaczy pełno krwi, martwą mamę, tatę mordercę. On nie przestawał. Dopiero przestał jak mój syn zapukał do okna i krzyczał, że już jedzie policja, zostaw mamę - zeznawała pokrzywdzona na pierwszej rozprawie.
Oskarżony odpowiadał za usiłowanie zabójstwa, dlatego groziło mu od 8 lat więzienia do nawet dożywocia. Wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu jest prawomocny.