Radio Opole » Kraj i świat
2021-12-09, 07:50 Autor: PAP

Cezary Żak: teatr kosztuje mnie coraz więcej emocji (wywiad)

Teatr jest najtrudniejszą ze sztuk. Kosztuje mnie coraz więcej emocji, nerwów, właściwie wszystkiego - mówi PAP Cezary Żak, który w tym roku obchodzi jubileusz 60-lecia. Wspominając swoją aktorską karierę, przyznaje też, że aby rozwijać się zawodowo, musiał zmieniać miasto.

Polska Agencja Prasowa: Obchodzi pan w tym roku jubileusz 60-lecia. Zagrał pan już ponad 50 ról na czołowych polskich scenach, m.in. w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, w stołecznym Teatrze Powszechnym i Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Jeśli dobrze sprawdziłem pański debiut, to była to rola działacza społecznego w "Pannie Tutli-Putli" Witkacego w reż. Grzegorza Warchoła we wrocławskim Współczesnym w 1986 r. Bardzo szybko zaczął pan grać główne role w ważnych przedstawieniach, bo już np. w 1991 r. widzowie mogli Cezarego Żaka obejrzeć jako Pijaka, Dostojnika i Zbira w "Ślubie" Gombrowicza, jako Mieczysława Walpurga w "Wariacie i zakonnicy" Witkacego i jako Edka w "Tangu" Mrożka. Inni aktorzy musieli zazdrościć. Jak pan te początki wspomina?


Cezary Żak: Wspominam je, rzecz jasna, z rozrzewnieniem, bo to były moje początki w zawodzie. Chociaż muszę powiedzieć, że pierwszy sezon 1985/86 w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu był dla mnie całkowitym rozczarowaniem. Wyszedłem ze szkoły teatralnej we Wrocławiu z łatką aktora charakterystycznego, który miał dużo grać, zwłaszcza trudne, charakterystyczne role, skomplikowane postacie. A w pierwszym sezonie zagrałem tak naprawdę w jednej bajce. Dlatego na cztery lata pożegnałem się z teatrem etatowym.


Do Teatru Współczesnego im. Wiercińskiego we Wrocławiu wróciłem w 1990 r. - już za innej dyrekcji. Zacząłem wtedy bardzo dużo grać. To prawda, zagrałem te wymienione tu role i sprawiły mi one wielką frajdę. I znów, po kolejnych pięciu latach, poczułem, iż, aby się rozwinąć w tym zawodzie, trzeba zmienić miasto. Trzeba pamiętać, że to była połowa lat dziewięćdziesiątych i to nie był ten Wrocław, który dzisiaj wszyscy znamy. Tam właściwie aktorsko się nic nie robiło poza teatrem... Zagrałem jedną małą rólkę w Teatrze Telewizji w ośrodku wrocławskim. I koniec.


PAP: W 1994 r. zagrał pan Strażnika w spektaklu telewizyjnym "Roberto Zucco" Bernarda-Marie Koltesa w reż. Macieja Dejczera.


C. Ż: Właśnie. Co prawda, wówczas dojeżdżałem na plan filmowy do Warszawy, gdzie grałem także epizody. Poniedziałki aktorzy mieli wolne - toteż wsiadało się w pociąg o godz. 4 rano i przyjeżdżało się, żeby zagrać jedną lub dwie scenki. I tyle. Potem wracałem do Wrocławia.


W 1995 r. zmieniła się po raz kolejny dyrekcja Teatru Współczesnego i to był dla mnie wyraźny sygnał, by stamtąd uciekać.


PAP: Przeniósł się pan do teatru w Jeleniej Górze?


C. Ż: Właściwie miałem już pomysł na Warszawę. Angaż na sezon 1995/96 do Jeleniej Góry był takim pretekstem, żeby opuścić wrocławski teatr, bo przez pierwszy sezon nie miałem w Warszawie etatu. W jeleniogórskim Teatrze im. Norwida grałem mój monodram - "Kontrabasistę" wg Patricka Süskinda.


PAP: Za ten monodram dostał pan w 1994 r. na 28. Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Jednego Aktora w Toruniu Nagrodę Prezydenta Miasta i wyróżnienie. Jakkolwiek by było, to był "Kontrabasista" - nie byle co. Rywalizował pan ze słynnym monodramem Jerzego Stuhra?


C. Ż: Musiałem być wtedy bardzo bezczelny, że się zdecydowałem to zagrać. Tym bardziej że obejrzałem „Kontrabasistę" w wykonaniu pana Jerzego Stuhra i się zachwyciłem. Stwierdziłem jednak, że muszę także zrobić "Kontrabasistę", bo to wprost genialny tekst i że można go zrealizować inaczej, akcentując co innego. Reżyserem był młody wówczas Andrzej Bubień, który przyjechał do Wrocławia prosto po studiach reżyserskich w Moskwie. I on jeszcze mnie zachęcił do tego, żeby to zrobić inaczej; żeby to zagrał ktoś młodszy. Przygotowałem ten monodram i chyba się udało. Zgarnąłem kilka nagród i trochę pojeździłem z nim po Polsce. Grywałem go też najpierw w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, a potem w Jeleniej Górze.


Po przenosinach do Warszawy prezentowałem "Kontrabasistę" w Teatrze Staromiejskim przy ul. Jezuickiej.


PAP: Od 1997 do 2006 r. był pan etatowym aktorem stołecznego Teatru Powszechnego im. Hübnera. Wymienię tylko niektórych autorów, w których sztukach pan wystąpił. Byli to: Fredro, Bałucki, Różewicz, Witkacy, Pilch, ale i Dostojewski, Czechow i Gorki. No i Szekspir, czyli sir John Falstaff w "Wesołych kumoszkach z Windsoru" w reżyserii Piotra Cieplaka, u którego we Wrocławiu zagrał pan w "Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu" Mikołaja z Wilkowiecka. Które z tych przedstawień pamięta pan najlepiej, może to któryś autor zapadł panu w pamięć? A może wyróżnia pan jakiś okres swojej twórczości?


C. Ż: Jednego autora nie wyróżnię. Natomiast okres bytności w Teatrze Powszechnym był dla mnie niezwykle rozwijający. Miły towarzysko i artystycznie. Tam właśnie spotkałem wiele ważnych dla mnie osób, wielu największych polskich aktorów. Z którymi zresztą mam kontakt do dzisiaj, a z Krystyną Jandą bardzo się przyjaźnię.


Rzeczywiście, dużo wtedy grywałem w Powszechnym i to dość ważnych dla mnie ról. To po prostu był bardzo dobry czas artystycznie.


Później, gdy odszedłem z etatu w tym teatrze w 2006 r., przygarnęła mnie do siebie Krystyna Janda. Zaczął się zupełnie nowy mój żywot. W międzyczasie, oczywiście, odczuwałem już na sobie popularność serialu "Ranczo" i innych filmów. Ale teatralnie do dziś szczęśliwy jestem, że trafiłem do Teatru Polonia i Och-Teatru. Bo to są sceny prowadzone w taki sposób, że ja sam chcę chodzić na takie przedstawienia. Janda uprawia taki repertuar, jaki sam lubię oglądać. Na pewno te teatry będą moją przystanią już do końca życia.


PAP: Może pana zaskoczę, ale najlepiej pamiętam i cenię pańską rolę kapitalisty Wistowskiego w "Grubych rybach" Michała Bałuckiego w reż. Krystyny Jandy. Precyzyjny, aktorsko wysmakowany spektakl Teatru Polonia z 2008 r. Partnerował panu wtedy Artur Barciś jako radca sądu Pagatowicz.


C. Ż: To była, jak to Krystyna Janda nazywała, "czekoladka". Komedia Bałuckiego, tzw. mała klasyka, bardzo miła dla publiczności. Taki niemal XIX-wieczny teatr, bombonierkowy. Bardzo lubiliśmy to grać. Ale też towarzystwo na scenie było niebywałe, bo i nieżyjąca już Wiesława Mazurkiewicz, z którą się znałem jeszcze z Powszechnego, no i pan Ignacy Gogolewski, z którym się wprost fantastycznie grało.


Tak, to jest właśnie taki teatr, który od czasu do czasu dyrektor Janda proponuje na swoich scenach. Potem był "Pan Jowialski" i "Zemsta" Aleksandra Fredry, którą dotąd gramy. To są takie propozycje repertuarowe, które bardzo mnie zachęcają.


PAP: Jeśli dobrze sprawdziłem - w 2012 r. zaczął pan reżyserować. Zaczęło się od wystawienia "Trzeba zabić starszą panią" Grahama Linehana w Och-Teatrze. A w potem były "Złodziej" Erica Chappella wyprodukowany przez prywatnego producenta, Agencję "Certus" z Częstochowy, i "Truciciel" tego samego autora w Och-Teatrze. Agencja z Częstochowy wyprodukowała też pańskie spektakle "Serca na odwyku" Murray Schisgal i ostatnio "Kolację dla głupca" Francisa Vebera. Jakie to doświadczenie i skąd wziął się pomysł reżyserowania?


C. Ż: To było tak, że graliśmy z Krystyną Jandą małżeństwo w przedstawieniu "Weekend z R." Robina Hawdona w Och-Teatrze, i jest taka jedna scena, że my wychodzimy za kulisy i tam spędzamy te 10 czy 15 minut, czekając na następne wejście. I zdarzyło się, że podczas jednego ze spektakli Krystyna powiedziała: "wiesz, ja znalazłam taką sztukę +Trzeba zabić starszą panią+ i chciałabym, żebyś ty to wyreżyserował". Dla mnie to był szok, bo szczerze powiem, iż nigdy nie myślałem o reżyserii. Nie sądziłem, że stanę po drugiej stronie rampy.


Na początku trochę się żachnąłem, ale później pomyślałem sobie, że to jednak jest jakaś szansa życiowa, dar od losu; że może warto spróbować. Tym bardziej że ona powiedziała, iż ja po 35 latach uprawiania zawodu - będę umiał pracować z aktorami. I tak oto zacząłem. Pojawiały się te wszystkie próby z Basią Krafftówną i Wojtkiem Pokorą. Na początku bałem się do nich odzywać, bo to przecież legendy aktorskie. Pamiętałem je od najwcześniejszego dzieciństwa. Potem oni zrobili zebranie ze mną i powiedzieli: "słuchaj, nie traktuj nas pomnikowo. My jeszcze żyjemy, jesteśmy normalnymi aktorami. Potrzebujemy reżysera i uwag". No i wtedy ośmieliłem się, zaczęliśmy pracować pełną parą. To przedstawienie było rozchwytywane. Zagraliśmy je, już nie pamiętam, ale około dwustu razy.


Wyjaśnię, że komedia kryminalna i kryminał to są w ogóle gatunki, które mnie bardzo interesują. Szukam takich tekstów, a wcale nie ma ich dużo. Bardzo bym chciał wystawiać w teatrze właśnie takie rzeczy.


Ostatnią moją premierą w 2021 r. Och-Teatrze była "Dziewczyna z pociągu". To już czysty kryminał. Świetna adaptacja zrobiona przez Anglików Rachel Wagstaff i Duncana Abela, którą teatr zakupił. I przyznam, że mam wielką satysfakcję z tego spektaklu.


PAP: Umówiliśmy się, że wywiad dotyczyć będzie tylko kariery teatralnej. Pana dorobek artystyczny jest znaczący i obszerny, ale nie zdołamy porozmawiać o wszystkich rolach w filmie, kinie, serialach, za które zdobywał pan liczne nagrody. Może warto przypomnieć, że zagrał pan w dwunastu przedstawieniach Teatru Telewizji, a w 2009 r. podczas IX Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Telewizji "Dwa Teatry" w Sopocie otrzymał wyróżnienie za rolę podpułkownika Trochimowicza w "Tajnym współpracowniku" Cezarego Harasimowicza w reż. Krzysztofa Langa. Przy okazji pańskiego jubileuszu i premiery "Słonecznych chłopców" Neila Simona w Och-Teatrze (reż. Marcin Hycnar) nie mogę jednak nie zapytać o tak cenione przez krytyków kreacje proboszcza Piotra Kozła i wójta Pawła Kozła w serialu "Ranczo". To czyste aktorstwo charakterystyczne. Jak pan osiągnął taką wiarygodność?


C. Ż.: Często powtarzałem w wywiadach, że największą zasługą w pracy przy tym serialu był ten genialny scenariusz, który od początku Andrzej Grembowicz z Jurkiem Niemczukiem pisali. My, aktorzy, gdy dostajemy taką partyturę do grania - to aż nam się wszystko pali w rękach, żeby to zagrać.


Historia była taka, że na początku miałem zagrać tylko księdza. Wcale nie było takiego pomysłu, bym grał bliźniaków. To później pojawiła się koncepcja, że mam zagrać braci bliźniaków mieszkających w jednej wsi. Przyznam, że od początku i tak byłem szczęśliwy, iż zagram charakterystyczną rolę w "Ranczu" po "Miodowych latach" - sitcomie, który wywindował moją popularność w kosmos.


Potem, gdy dowiedziałem się, że mam zagrać dwie postaci - zacząłem mocno kombinować, jak zagrać ich różnie. Począłem myśleć nad tymi rolami, zacząłem obserwować prawdziwych księży. Bo właśnie na tym, na obserwacji świata dookoła, buduję swoje postaci. Podpatrywałem księży, jak się zachowują, jak mówią, co akcentują, co jest dla nich ważne. Jak chodzą ubrani itd. Z kolei pomysł na wójta zrodziła pamięć. To był mój stryj z dzieciństwa, którego pamiętam, który był sołtysem we wsi pod Brzegiem Dolnym, w którym się urodziłem. Wprawdzie ten mój stryj nie był na bakier z prawem, jak wójt Paweł Kozioł, ale miał podobny światopogląd. Wiedziałem, że tak go trzeba zagrać. Bardzo chciałem, żeby oni się różnili, i chyba wygrałem to swoim uporem.


Pamiętam, że na początku reżyser "Rancza" Wojtek Adamczyk mówił: "ale jak to - przecież to są bracia jednojajowi, powinni być tacy sami". A ja się bardzo upierałem, że muszą się różnić, bo wiedziałem, że to i dla mnie będzie ciekawsze do grania, i dla publiczności do oglądania.


PAP: We wrześniu w jednym z programów ogłosił pan, że czas niedługo udać się na emeryturę aktorską. Nie będzie panu żal?


C. Ż.: Absolutnie nie! Ja poświęciłem naprawdę mnóstwo życia i energii zawodowi. A przecież mam jeszcze taki wstępny plan, by występować w teatrach Krystyny Jandy przez dziesięć lat. Nikt nie wie, jak to wszystko będzie wyglądało za te dziesięć lat - a wtedy będę ponad 47 lat na scenie... To jest bardzo dużo. Jak ktoś chociaż trochę zna nasz zawód - to wie, że dłużej się nie da. Można, ale ja nie chcę. Marzy mi się, żeby pobyć trochę normalnym emerytem. Chcę trochę zakosztować świata poza teatrem.


Teatr jest najtrudniejszą ze sztuk. Teatr mnie coraz więcej kosztuje - emocji, nerwów, właściwie wszystkiego. Ciągle mam poczucie, że z każdą premierą, z każdym przedstawieniem zdaję egzamin. Przychodzę jak uczeń, a na widowni siedzi komisja i mnie ocenia. Uważam, że to nie jest na dłuższą metę zdrowe. Ale nie wiem, jak będzie. W każdym razie taki mam plan na dzisiaj. (PAP)


Rozmawiał Grzegorz Janikowski


Autor: Grzegorz Janikowski


gj / skp /


Kraj i świat

2024-06-11, godz. 18:50 Nie żyje Stosław Kowalski, bohater bitwy o Monte Cassino W wieku 102 lat zmarł w Buenos Aires Stosław Kowalski, jeden z ostatnich żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, uczestnik bitwy o Monte Cassino. » więcej 2024-06-11, godz. 18:50 USA/ Sąd: syn prezydenta Hunter Biden winny nielegalnego posiadania broni (opis) Syn prezydenta USA Joe Bidena, Hunter Biden, został we wtorek uznany za winnego nielegalnego zakupu i posiadania broni w związku z braniem narkotyków. Jest… » więcej 2024-06-11, godz. 18:50 Sejm/ Komisja nie wydała opinii ws. projektu dekryminalizującego aborcję Sejmowa Komisja Nadzwyczajna do spraw zmian w kodyfikacjach zdecydowała, że wstrzyma się z wydaniem opinii na temat projektu Lewicy, który zakłada dekryminalizację… » więcej 2024-06-11, godz. 18:40 Śląskie/ Droga nr 491 ma zostać przebudowana do początku 2028 r. Liczący 28 km na terenie woj. śląskiego odcinek drogi wojewódzkiej nr 491 ma zostać przebudowany do stycznia 2028 r. - wynika z umowy podpisanej we wtorek… » więcej 2024-06-11, godz. 18:40 W. Brytania/ Grupa Animal Rising zaatakowała nowy portret króla Karola III Aktywiści z grupy Animal Rising zaatakowali we wtorek wystawiony w londyńskiej galerii nowy portret króla Karola III, naklejając na twarz monarchy głowę… » więcej 2024-06-11, godz. 18:30 Wielkopolskie/ Wznowiono ruch na A2 między węzłami Modła-Sługocin w kierunku Świecka (aktl.) Ok. godz. 18 wznowiono ruch na autostradzie A2 między węzłami Modła-Sługocin w kierunku Świecka. Od godzin porannych przejazd na 245. km trasy w kierunku… » więcej 2024-06-11, godz. 18:30 Gosek-Popiołek: nie może być tak, że wielka korporacja zarabia, a autor patrzy na zyski zza szyby (krótka3) Nie może być sytuacji, w której wielka korporacja zarabia na twórczości, a osoba, która jest autorem czy autorką patrzy na zyski zza szyby - mówiła na… » więcej 2024-06-11, godz. 18:20 UE przyjęła nowe umowy o wartości 1,4 mld euro, aby wesprzeć odbudowę Ukrainy Podczas wtorkowej konferencji w sprawie odbudowy Ukrainy w Berlinie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła podpisanie nowych umów… » więcej 2024-06-11, godz. 18:20 ME 2024 - Araszkiewicz: obawiam się, że Lewandowski tak szybko nie wróci na boisko 'Naderwanie mięśnia dwugłowego uda to nie jest jakiś drobny uraz i czasami potrzeba kilku tygodni, by wrócić na boisko' - przyznał były piłkarz m.in… » więcej 2024-06-11, godz. 18:20 Liga włoska - Baroni szkoleniowcem Lazio Były trener Verony Marco Baroni został nowym trenerem piłkarzy Lazio, zastępując Igora Tudora. Chorwat rozstał się z rzymskim klubem zaledwie po trzech… » więcej
78910111213
Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej »