Półtora roku więzienia za plantację marihuany na strychu. Żona nie wiedziała
18 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności dla Łukasza K. za posiadanie znacznej ilości marihuany i dystrybucję narkotyków. Sąd Okręgowy w Opolu uniewinnił jednocześnie jego żonę Martę.
Oskarżony otworzył w Głogówku klub fitness, ale na strychu urządził plantację marihuany. W lipcu ubiegłego roku funkcjonariusze opolskiego Centralnego Biura Śledczego Policji ujawnili dwa pomieszczenia przystosowane do uprawy konopi indyjskich. Przeszukali też mieszkanie małżeństwa, a łącznie zabezpieczono ponad 3800 gramów narkotyku o wartości 152 tysięcy złotych.
Robert Mietelski, sędzia przewodniczący rozprawy, odczytał, jak K. uzasadniał uprawę.
"W wyniku pandemii zadłużyłem się, bo klub fitness musiałem zamknąć. Pomyślałem, że spróbuję dorobić - wyprodukować marihuanę. W grudniu 2021 roku kupiłem w sklepie sprzęt potrzebny do produkcji marihuany. Miałem też dwa urządzenia służące do uprawy, które przywiozłem z Holandii. W nieużytkowanym pomieszczeniu budynku, gdzie jest siłownia - na drugim piętrze - przystosowywałem pomieszczenie do uprawy".
Przez całą rozprawę Łukasz K. utrzymywał, że jego żona nie miała wiedzy o plantacji na strychu.
- Chciałem być po prostu głową rodziny. Zawsze miałem jakiś posłuch u małżonki i mówiłem, że to nie jest coś, czym powinna interesować się. Ja, chodząc tam, przez cały czas trzymałem front wobec żony, że nie powiem jej, co tam odbywa się - że ona nie może wiedzieć. Żona nie miała nigdy możliwości wejścia tam, bo klucz był schowany w miejscu niedostępnym dla nikogo.
Marta K. przekonywała w sądzie, że wiedziała o uzależnieniu męża od marihuany i w czerwcu ubiegłego roku chciała odejść od niego.
- Między innymi powodem było to, że po prostu bałam się, nie wiedząc, co dzieje się na tym strychu. Bałam się, że coś złego się może stać, skoro mąż nigdy nie chciał powiedzieć, co tam się dzieje. Mój mąż od jakiegoś czasu nie był ze mną szczery. Kiedy przyszli funkcjonariusze i ujawnili tę plantację, wystraszyłam się, że ja również zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej.
Łukasz K. musi zapłacić też 2 tysiące złotych grzywny i 10 tysięcy złotych na Stowarzyszenie MONAR. Wyrok nie jest prawomocny.
Robert Mietelski, sędzia przewodniczący rozprawy, odczytał, jak K. uzasadniał uprawę.
"W wyniku pandemii zadłużyłem się, bo klub fitness musiałem zamknąć. Pomyślałem, że spróbuję dorobić - wyprodukować marihuanę. W grudniu 2021 roku kupiłem w sklepie sprzęt potrzebny do produkcji marihuany. Miałem też dwa urządzenia służące do uprawy, które przywiozłem z Holandii. W nieużytkowanym pomieszczeniu budynku, gdzie jest siłownia - na drugim piętrze - przystosowywałem pomieszczenie do uprawy".
Przez całą rozprawę Łukasz K. utrzymywał, że jego żona nie miała wiedzy o plantacji na strychu.
- Chciałem być po prostu głową rodziny. Zawsze miałem jakiś posłuch u małżonki i mówiłem, że to nie jest coś, czym powinna interesować się. Ja, chodząc tam, przez cały czas trzymałem front wobec żony, że nie powiem jej, co tam odbywa się - że ona nie może wiedzieć. Żona nie miała nigdy możliwości wejścia tam, bo klucz był schowany w miejscu niedostępnym dla nikogo.
Marta K. przekonywała w sądzie, że wiedziała o uzależnieniu męża od marihuany i w czerwcu ubiegłego roku chciała odejść od niego.
- Między innymi powodem było to, że po prostu bałam się, nie wiedząc, co dzieje się na tym strychu. Bałam się, że coś złego się może stać, skoro mąż nigdy nie chciał powiedzieć, co tam się dzieje. Mój mąż od jakiegoś czasu nie był ze mną szczery. Kiedy przyszli funkcjonariusze i ujawnili tę plantację, wystraszyłam się, że ja również zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej.
Łukasz K. musi zapłacić też 2 tysiące złotych grzywny i 10 tysięcy złotych na Stowarzyszenie MONAR. Wyrok nie jest prawomocny.