Wszyscy sąsiedzi włączyli się do akcji gaśniczej po eksplozji w Lędzinach. "Potworny huk, aż zatrząsł się cały dom"
- Usłyszeliśmy potworny huk i wszystko w domu aż zatrzęsło się - tak świadkowie relacjonują wczorajszy (30.01) wybuch przy ulicy Jaśminowej w Lędzinach.
Po 20:00 doszło do eksplozji w garażu jednego z domów - zginął 39-letni mężczyzna.
Konrad Dzierżyc wybiegł przed dom i zobaczył, jak z garażu sąsiada bucha ogień.
- Inny sąsiad był już na miejscu i krzyknął, żeby przynieść gaśnice - dodaje.
- Pobiegłem z gaśnicami i zaczęliśmy gasić garaż. Wewnątrz wyglądało jak po wybuchu dosłownie bomby. Strop zawalił się, a wszystko było porozrzucane i część paliła się na ścianach. Zalewaliśmy gaśnicami, czy wodą te ściany i wszystkie możliwe kąty, żeby ogień nie poszedł wyżej na więźbę dachową, bo ona była odkryta.
Arletta Dzierżyc mówi o wyglądzie garażu i mobilizacji sąsiadów do pomocy.
- Usłyszeliśmy wielki huk i wybiegliśmy na zewnątrz. Pierwszy z sąsiadów był już przed bramą. Widzieliśmy, że pali się. Brama garażowa była odrzucona przez wybuch i nie było okna. Wszyscy sąsiedzi przynosili najpierw gaśnice, a później donosili wiadra z wodą. Zadzwoniłam po straż pożarną i trzy wozy przyjechały bardzo szybko.
Domy przy ulicy Jaśminowej w Lędzinach niedaleko Opola zostały wybudowane niedawno, więc małżeństwo niewiele wiedziało o sąsiedzie, który zginął w wyniku wubuchu.
- Mieszkamy tu krótko, więc byliśmy jedynie na zasadzie "cześć, cześć". Nie znaliśmy sąsiada, nawet nie wiem, czym zajmował się zawodowo, dlatego trudno powiedzieć o nim cokolwiek bliżej - zaznacza Arletta Dzierżyc.
- Nie mieliśmy z nim kontaktu na zasadzie spotkań. Mieszkamy od września i byliśmy zajęci czymś zupełnie innymi niż spotkaniami sąsiedzkimi - dodaje Konrad Dzierżyc.
Konrad Dzierżyc wybiegł przed dom i zobaczył, jak z garażu sąsiada bucha ogień.
- Inny sąsiad był już na miejscu i krzyknął, żeby przynieść gaśnice - dodaje.
- Pobiegłem z gaśnicami i zaczęliśmy gasić garaż. Wewnątrz wyglądało jak po wybuchu dosłownie bomby. Strop zawalił się, a wszystko było porozrzucane i część paliła się na ścianach. Zalewaliśmy gaśnicami, czy wodą te ściany i wszystkie możliwe kąty, żeby ogień nie poszedł wyżej na więźbę dachową, bo ona była odkryta.
Arletta Dzierżyc mówi o wyglądzie garażu i mobilizacji sąsiadów do pomocy.
- Usłyszeliśmy wielki huk i wybiegliśmy na zewnątrz. Pierwszy z sąsiadów był już przed bramą. Widzieliśmy, że pali się. Brama garażowa była odrzucona przez wybuch i nie było okna. Wszyscy sąsiedzi przynosili najpierw gaśnice, a później donosili wiadra z wodą. Zadzwoniłam po straż pożarną i trzy wozy przyjechały bardzo szybko.
Domy przy ulicy Jaśminowej w Lędzinach niedaleko Opola zostały wybudowane niedawno, więc małżeństwo niewiele wiedziało o sąsiedzie, który zginął w wyniku wubuchu.
- Mieszkamy tu krótko, więc byliśmy jedynie na zasadzie "cześć, cześć". Nie znaliśmy sąsiada, nawet nie wiem, czym zajmował się zawodowo, dlatego trudno powiedzieć o nim cokolwiek bliżej - zaznacza Arletta Dzierżyc.
- Nie mieliśmy z nim kontaktu na zasadzie spotkań. Mieszkamy od września i byliśmy zajęci czymś zupełnie innymi niż spotkaniami sąsiedzkimi - dodaje Konrad Dzierżyc.