- Oficjalnie zlotu nie ma – powiedział Andrzej Perucki z Głuchołaz, jeden z pionierów krótkofalarstwa na Biskupiej Kopie. – Od kiedy zaczęliśmy tam chodzić spotkania te były spontaniczne. Dopiero w 1986 roku koledzy z ówczesnej Czechosłowacji wpadli na pomysł, żeby jakoś to dokumentować. Przynieśli prześcieradło ze schroniska, gdzie byli na obozie krótkofalarskim. Na tym prześcieradle zaczęliśmy się wpisywać. To funkcjonuje do dziś. Co roku spotykamy się w pierwszy weekend sierpnia. Nie dbamy o formę organizacyjną. Trudno nawet powiedzieć, kto jest organizatorem. Przyjeżdżają Polacy i Czesi. W tym terminie przychodzi na Biskupią Kopę od 150 do 200 krótkofalowców z obu krajów. Nie liczę turystów, bo toniemy w ich morzu. Dawniej było nas pięciu i kilkudziesięciu Czechów. Ewentualnie pojawiał się żołnierz z Wojsk Ochrony Pogranicza i to była cała publika. Wspiera nas Mirosław Petrzik, który nieopodal buduje schronisko. Na sobotę naszykuje gulaszową polewkę i będzie kofola z beczki.
Do powstania bazy krótkofalowców na Biskupiej Kopie przyczynili się Tadeusz Pardela, Ryszard Kasza, Mieczysław Gubała oraz Andrzej Perucki. Obecnie waży się przyszłość tego miejsca.
- Zawsze było to atrakcyjne miejsce dla krótkofalowców, bo jest to najdalej na wschód wysunięte wzniesienie Sudetów, najwyższa góra w naszym województwie. Z tego powodu jest wyjątkowo korzystna propagacja fal radiowych. Kiedyś przy okazji zawodów krótkofalowcy wchodzili na tą górę i tam koczowali w obozowisku. No i z Tadziem, Ryszardem i Mieciem podjęliśmy inicjatywę wybudowania tam jakiegoś stałego schronienia. Żeby te podstawowe sprzęty już tam na górze były. Odbyło się to przy dużej aprobacie WOP, który pomógł nam materiałowo. W ten sposób, w pasie granicznym wybudowaliśmy taki domek. Do niego doprowadziliśmy 750 metrów kabla energetycznego, który zakopany został w ziemi. Postawiliśmy maszt rurowy o wysokości 14 metrów. Były na nim anteny UKF. Z czasem ten domek zaczął „gnić”. Wówczas w jego przebudowie pomogli koledzy z Olesna i Głubczyc. 24-metrowy maszt kratownicowy ofiarował jeden z krótkofalowców. Koledzy z Czech dołożyli się do tej inwestycji kotwami i olinowaniem tego masztu. Wylanych zostało kilka ton betonu, aby konstrukcja była stabilna. Czesi też doprowadzili nam swój prąd. Tak to funkcjonowało przez wiele lat, aż zaczęło komuś przeszkadzać. Tzw. obywatel złożył doniesienie, że my tam mamy instalacje radiowe. Skontrolowała to ówczesna Państwowa Inspekcja Radiowa, która nie dopatrzyła się uchybień. Później zaczęły się inne schodki, doniesienia, że ten maszt rzekomo stanowi zagrożenie i gromadzone są śmieci. Jesteśmy tam kilka razy w roku. Zawsze śmieci zbieramy i wynosimy stamtąd. Nadleśnictwo zafundowało nam meble ogrodowe. Są to ławy i stół z bali. Jest to miejsce, w którym zatrzymują się turyści, gdyż można tam też rozpalić ognisko. Ludzie się tam zbierają i zostawiają śmieci pod tą naszą bazą. Nadleśniczy wymyślił żeby nas stamtąd usunąć. Doszukał się, że ten nasz domek jest samowolą budowlaną. Faktycznie pozwolenia budowlanego nie mamy. Decyzji o rozbiórce naszej bazy jeszcze nie ma. Sytuacja jest zawieszona w próżni. Nas nie stać, aby przeprowadzić legalizację. Opłata legalizacyjna może podobno wynieść 50 tys. zł. Nie dysponujemy takimi pieniędzmi. Ten obiekt jest bardzo ważny dla zarzadzania kryzysowego. Na maszcie mamy zainstalowany przemiennik, który obsługuje łącznością powiaty: prudnicki, nyski, jesenicki i bruntalski. W sytuacjach kryzysowych, kiedy inna łączność padnie, sztaby antykryzysowe mogą korzystać z tego naszego przemiennika. W tej sprawie mamy stosowaną umowę z prudnickim starostwem. Obowiązkiem każdego krótkofalowca jest niesienie pomocy ludziom potrzebującym. Warto zadbać, aby na Biskupiej Kopie ta nasza baza nadal funkcjonowała.