Nasz gość, który jest świeżo po spotkaniu w stolicy z innymi kuratorami, ocenia, że Opolszczyzna może być jednym z tych regionów, gdzie problem ze strajkiem będzie najmniejszy. Nie wierzy też w deklaracje ZNP, że są regiony - na przykład województwo lubuskie - gdzie strajkować chce podobno 80 procent placówek. Uważa, że to deklaracje wyssane z palca, bo były składane jeszcze przed akcją referendalną.
- Ale są oczywiście miejsca, przede wszystkim największe miasta, gdzie skala protestu może być duża - ocenia. - Czy znaczenie mają tu barwy polityczne samorządu? Moim zdaniem, mają duże znaczenie, są nawet takie samorządy, które wprost zachęcają do strajku. Choć powinny mieć świadomość, że spełnienie postulatów ZNP oznacza dla nich spore wydatki, bo to samorząd płaci tym pracownikom szkół, którzy nie są nauczycielami. W mojej ocenie jest w tym sporo polityki a nauczyciele dali się do tej politycznej rozgrywki wciągnąć.
Siek zapewnia także, że egzaminy odbędą się na pewno i strajk ich nie zakłóci. Gotowe jest rozporządzenie, które ma zostać podpisane na początku kwietnia. Da ono prawo dyrektorom włączyć do prac zespołów egzaminacyjnych nauczycieli spoza danej szkoły, także tych akademickich.
- Skąd dyrektor weźmie dla nich pieniądze? Cóż, jeśli ktoś strajkuje, nie otrzymuje wynagrodzenia. W przypadku nauczyciela dyplomowanego to około 130 zł dziennie. Nie wiem, czy wszyscy nauczyciele mają świadomość tych finansowych konsekwencji - tłumaczy nasz gość.
Opolski kurator mówi także, że denerwuje go to, w jaki sposób związkowcy podchodzą do dyskusji z ministerstwem.
- Chcą rozmawiać tylko o pieniądzach. Nie interesuje ich ocena jakości nauczania, której w tej chwili praktycznie nie ma, bywa, że nauczyciel nie jest oceniany przez 20 lat - mówi. - A to oznacza, że jakość polskiej szkoły i dobro uczniów nic ich nie obchodzi. Liczą się tylko ich wynagrodzenia. Mnie to oburza.