Temat zgłosiła nam Monika Atłachowicz, która prowadzi razem z rodziną łowisko w Przyworach i ma małą agroturystykę. Na miejscu pojawił się nasz reporter Jakub Biel.
- Bardzo mocno dbamy o to, żeby stan wody był jak najlepszy, żeby klienci byli zadowoleni z tego, co jedzą, ale od 4 lat na naszym obiekcie pojawił się kłopot. Nie wiadomo skąd z dnia na dzień z nieczynnego wylotu wód opadowych z lasu, który jest w tym momencie zasypany, zaczęły nam lecieć ścieki poprodukcyjne, mimo że znajdujemy się na terenie czysto rolniczym. Nikt nam nie chce w tej sprawie pomóc, odbijamy się od sufitu - skarży się nasza słuchaczka.
- Oczekiwaliśmy tego, że instytucje, które mają się zajmować ochroną środowiska, ochroną wód gruntowych, wód powierzchniowych, powinny zainteresować się tym. Tymczasem wyszliśmy na paranoików, którzy zawracają niepotrzebnie głowę swoimi wnioskami - zauważa pani Monika.
- Minęły 4 lata. Mamy dwa umorzone postępowania w Prokuraturze, no i boimy się dzwonić dalej, bo nie ma to najmniejszego sensu, jeżeli my wzywamy WFOŚ, który reaguje w taki sposób, że traktuje nas po macoszemu, to my już nie wiemy, gdzie mamy uderzyć - żali się Monika Atłachowicz.
- Nie wiem, czy to tak powinno wyglądać. No albo jesteśmy wszyscy przedsiębiorcami, płacimy uczciwie i żyjemy, jak ludzie, albo każdy gdzieś tam sobie rzepkę skrobię. Tylko to nie na tym polega. Żyjemy w jakiejś małej społeczności, każdy płaci podatki - mówi nasza rozmówczyni.
- Moi rodzice kupili sobie na jesień życia piękną działkę. Niech oni sobie tutaj żyją spokojnie, mają piękny obiekt, niech sobie z niego korzystają bez zmartwienia się o to, czy dzisiaj będą ich zalewać ścieki. Oni chcą żyć spokojnie i pozwólmy im na - mówi Monika Atłachowicz.