Starożytne związki muzyki i sportu
5 listopada cykl poświęcony związkom muzyki i sportu ruszył na dobre. Na początek było małe przypomnienie o tym jak to się stało, że hymn Ligii Mistrzów UEFA brzmi bardzo podobnie do anthemu Georga Friedricha Händla (zob. Hymn: królewski czy sportowy? O związkach G.F. Händela z UEFA).
Przyszedł jednak i czas na garść świeżych informacji... prosto ze Starożytności! A propos: czy sportowe rywalizacje i pierwsze zdobycze na gruncie muzycznym nie pochodzą aby z podobnych czasów? Ci dwaj, pozornie odlegli kuzyni, na każdym kroku odsłaniają przed nami swoje pokrewieństwo. To już nawet nie zabawa w "znajdź 5 wspólnych elementów"! No dobrze, a teraz coś dla tych, którzy lubią konkrety. Połączymy Starożytność z czasami nowymi i to za sprawą kompozytora, który bywa nazywany Picassem muzyki. Postać ciekawa, choć... nie był przykładnym studentem. Bardzo często opuszczał zajęcia, udając się na wagary. Nie miał też dobrej opinii u swojego nauczyciela fortepiany. Biedny profesor załamywał ręce i narzekał, że młody pianista potrzebował aż 3 miesięcy, żeby nauczyć się na pamięć krótkiego utworu. A może nie chodziło o brak zdolności tylko skupienie uwagi na czymś innym? Bo oto zamiast ćwiczyć, Eric wydał swój pierwszy utwór fortepianowy... po czym.... nie, nie zaczął ćwiczyć! Skupił się nad dwoma cyklami miniatur fortepianowych. Jedna z nich nosi tytuł Gymnopédies, co w wersji spolszczonej brzmiałoby "gimnopedie", a bohaterem tej historyjki jest Erik Satie, francuski kompozytor żyjący w latach 1866-1925, uznawany za prekursora wielu późniejszych awangardowych kierunków artystycznych oraz za najbardziej ekscentrycznego kompozytora czasów fin de siècle'u. Słowo kluczowe w tej całej opowieści, to Gimnopedie i tu mamy nasz poszukiwany wątek sportowy. Gimnopedie to wynalazek Starożytnej Sparty, a ściślej mówiąc pod taką nazwą odbywało się kilkudniowe święto (w miesiącu odpowiadającym naszemu lipcowi), przypuszczalnie tak jakoś od VII wieku przed naszą erą. Bohaterami święta byli: Apollin Pytios, Artemida i Dionizos. Ale, ale! W trakcie tego święta odbywały się zawody lekkoatletyczne, a na Agorze śpiewały trzy chóry. Jeśli do tego dopowiemy, że według niektórych Gimnopedie należałoby rozumieć jako Festiwal Tańca bez Broni, to mamy jawny związek rozrywki sportowej i muzycznej w jednym miejscu i czasie. Ale jeśli ktoś chciałby powiedzieć, że to naciągane teorie, to dodajmy kilka detali. Oto, ok 650 r. p.n.e. pierwotne, uroczyste tańce chórów chłopięcych zostają rozszerzone o element agonistycznej rywalizacji (a mówiąc prościej zawody muzyczno-taneczne); natomiast po 370 r. p.n.e. gimnopedie połączone były z uroczystością Parparonia, z popisami chórów i zawodami sportowymi ku czci poległych w bitwie pod Tyreją 300 wojowników spartańskich. I to bo było tyle w kwestii ciekawostek. A skoro na samym początku sportowego cyklu w audycji wspominałam o gimnastyce palców i biegu przez klawisze, to dla równowagi zapraszam do wysłuchania spaceru po ciężkim dniu. W audycji wysłuchaliśmy trzech miniatur składających się na cykl Gymnopédie Eria Satie w interpretacji słoweńskiego pianisty Bojana Gorišeka. Poniżej jedna z miniatur w innym wykonaniu, ale za to z nutami! ;-)
PS Claude Debussy wpadł na pomysł, żeby zorkiestrować 2 z 3 miniatur (nr 1 i 3). Ponoć stwierdził, że druga z miniatur nie nadawał się do opracowania. W lutym 1897 zorkiestrował za to pierwszą i trzecią miniaturę, zamienił jednak ich kolejność...
Ciekawe która wersja Gymnopédies nr 1 bardziej się Wam podoba (brzmieniowo, rzecz jasna!)...