O sprawie dowiedziałem się bodajże w poniedziałek. Początkowo nie mogłem uwierzyć, mówię znajomemu, że to pewnie jakaś bzdura, dopóki nie zobaczyłem gazetki. 20 winylowych tytułów po okazyjnej cenie. A wśród nich takie muzyczne tuzy, jak John Coltrane, Charlie Parker, Nirvana, Public Enemy, a nawet Frank Sinatra i The Rolling Stones. Mówię, świat się kończy. A wszystko to w naprawdę niezłych pieniądzach. I dziś przekonałem się, że rzeczywiście te analogi tam są. Patrzę na Public Enemy, płyta "It Takes A Nation Of Millions To Hold Us". Rok 1988, dobry zaangażowany politycznie amerykański rap, wydanie Def Jam Records. Chwytam płytę Johna Coltrane’a – "Blue Train", to jedyny krążek jazzmana nagrany dla legendarnej wytwórni Blue Note Records. Nie wierze, biorę te dwie płyty do koszyka i idę do kasy. A wszystko to pod skrzydłami chrząszcza w czarne kropki.
No i teraz pytanie, czy to dla mnie oznacza koniec świata? Czy człowiek, który od lat kupował analogi na pchlich targach, aukcjach i winylshopach powinien zaprzestać swoich praktyk i liczyć na promocje w markecie? A może to dobra droga, by młodzież wróciła do źródeł, kupiła kilka płyt po okazyjnej cenie, nabyła coś, co przypomina gramofon i delektowała się trzeszczącym czarnym krążkiem? Bo właśnie taki nastolatek może odkryć moc płyty winylowej i zakocha się w tym nośniku, jak ja kiedyś? Oceńcie sami. Ja na serio mam mętlik w głowie.
Pociesza mnie tylko fakt, że mniej niż 50 złotych za dobrą winylową płytę, to naprawdę niezła oferta, bo wystarczy wpisać w dowolnym sklepie, który zajmuje się sprzedażą winyli imię i nazwisko Johna Coltrane, to za takie pieniądze nowego krążka bankowo nie kupimy.
Przemyślę jeszcze te całą sytuację i do tematu na pewno wrócę. Muszę ochłonąć :)