Wybory do PE/ Ekspert: bardziej prawicowa Unia sama może naruszać praworządność
W ocenie eksperta UE sama nie ma wystarczająco dużo bezpieczników, które pozwoliłyby chronić praworządność na unijnym poziomie w przypadku dalszego wzrostu skrajnej prawicy. "Łatwo to zilustrować, patrząc na politykę UE w regionie Morza Śródziemnego: na wspieranie z budżetu UE libijskich bojówek mających wyłapywać ludzi na morzu czy na liczbę ofiar śmiertelnych, które toną, próbując przedostać się do Europy" - skomentował Kochenov, który pracuje w Instytucie Demokratycznym na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie.
Jak dodał, przesunięcie UE w prawo po wyborach do Parlamentu Europejskiego taką politykę zapewne nasili, bo choć jest ona niedopuszczalna w świetle prawa krajowego, jest możliwa ze względu na to, jak UE jest skonstruowana. "Otóż państwa członkowskie są stroną europejskiej konwencji praw człowieka, na mocy której powołano do życia Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, ale sama Unia nigdy jej nie ratyfikowała" - powiedział ekspert. Mogą to wykorzystywać niektóre rządy, by uniknąć odpowiedzialności wynikającej z prawa krajowego, korzystając z niższych standardów krajowych. "Pozwala to na tworzenie niezrozumiałych schematów przekazywania pieniędzy do Libii czy kierowania pieniędzy do takich reżimów jak ten w Tunezji. A także tolerowanie utonięć tysięcy ludzi czy dopuszczania do sytuacji, jaka ma miejsce na wschodnich granicach zewnętrznych Unii" - ocenił prawnik.
W jego ocenie istnieje symbioza polityki krajowej i unijnej po względem skręcania na prawo: UE jest o "wiele bardziej agresywna", niż chcą to przyznać same państwa, które są jednocześnie w pełni świadome tego, co się w Unii dzieje. "Tworzy to nowy front w dyskusji o praworządności. Musimy zacząć zwracać uwagę na to, co robi sama UE, ponieważ istnieje ryzyko, że coraz bardziej prawicowe rządy w krajach członkowskich doprowadzą do tego, że UE sama będzie łamać wartości, których chciała bronić w konflikcie o praworządność z Polską czy Węgrami" - zaznaczył Kochenov.
"Tego nikt się nie spodziewał, bo zawsze zakładaliśmy, że poziom ochrony praw człowieka jest taki sam na poziomie UE, jak na poziomie krajowym. Ale to nieprawda. Jeśli więc spojrzymy na 29 tys. ofiar śmiertelnych w regionie Morza Śródziemnego w ciągu ostatnich dziewięciu lat, to staje się jasne, że bez UE nie byłoby to możliwe, bo prawo państw po prostu im na prowadzenie takiej polityki nie pozwala" - podkreślił rozmówca PAP.
"Jeśli jakiś rząd chce wdrożyć prawicową politykę, nie mówiąc tego otwarcie elektoratowi, może przerzucić tę kwestię na poziom europejski, co widać w kwestii migracji" - dodał. "Udostępnianie danych przez Frontex libijskim piratom, zwanym strażą przybrzeżną, którzy zostali opłaceni z budżetu europejskiego, jest przestępstwem w świetle prawa krajowego" - zaznaczył Kochenov. A więc kapitan statku wyławiający ludzi z morza i kierujący ich do Libii, jest przestępcą i idzie do więzienia. "Ale Frontex ze swoim budżetem wynoszącym miliard euro rutynowo udostępnia współrzędne łodzi z migrantami wyposażonym przez UE bojówkom po południowej stronie Morza Śródziemnego, co skutkuje naruszeniami praw człowieka. I jest to zgodne z prawem UE" - dopowiedział prawnik.
Według eksperta rozwiązaniem byłoby przystąpienie UE do konwencji, ale ten ruch już dwukrotnie blokował sam Trybunał Sprawiedliwości UE.
"W tym momencie istnieją trzy systemy prawne, które nie podlegają konwencji, a więc nie akceptują europejskiego poziomu ochrony praw człowieka: obok Unii są to Białoruś i Federacja Rosyjska. Jesteśmy więc w bardzo złym towarzystwie" - powiedział.
Z Brukseli Magdalena Cedro (PAP)
mce/ adj/ mhr/