Armia Izraela uważa, że w Rafah, leżącym w Strefie Gazy przy granicy z Egiptem, znajdują się cztery bataliony Hamasu, dowódcy tego ugrupowania oraz, być może, pozostali przy życiu zakładnicy, uprowadzeni z Izraela. Jednocześnie w mieście - poza lokalną ludnością - przebywa ponad 1 mln Palestyńczyków, którzy w obliczu walk na północy półenklawy schronili się na południu. Ich los niepokoi zarówno państwa zachodnie, jak też sąsiednie - w tym Egipt, obawiający się napływu ludności palestyńskiej przez granicę.

Zwycięstwo w wojnie w Gazie, rozpoczętej 7 października 2023 roku atakiem Hamasu na Izrael, byłoby niemożliwe bez zajęcia Rafah i zniszczenia tam ugrupowań terrorystycznych - twierdzą izraelskie władze.

Media informowały wcześniej o zdjęciach satelitarnych ukazujących miasteczko namiotowe rozstawione w rejonie Chan Junis, w odległości około 5 km od Rafah.

Dziennik "Jerusalem Post" powiadomił, że ewakuacja cywilów z nadgranicznego miasta miałby rozpocząć się w ciągu najbliższych czterech - pięciu tygodni. Plan działań został przedstawiony urzędnikom amerykańskim i sąsiednim państwom. Operacja miałaby przebiegać etapami, tak by mieszkańcy konkretnych dzielnic mogli je opuścić przed rozpoczęciem natarcia armii - przekazała gazeta, powołując się na publicznego nadawcę KAN.

Z wielu stron podnoszono jednak wątpliwości, czy jest możliwe skuteczne ochronienie i ewakuacja tak wielkiej grupy ludności cywilnej. Według Państwowej Służby Informacyjnej Egiptu tego rodzaju przedsięwzięcie "doprowadziłoby do masowych strat ludzkich i powszechnych zniszczeń" - przypomniał Reuters.

KAN zauważył, że źródła w izraelskim rządzi dowodzą, iż USA przyjęły do wiadomości nieodzowność operacji w Rafah.

"Mocno uderzyliśmy w Hamas w sektorze północnym, i mocno uderzyliśmy w centrum Strefy. Wkrótce (terroryści) zostanie równie mocno uderzeni w Rafah" - zapowiedział we wtorkowej rozmowie telewizyjnej generał brygady Icyk Cohen, dowódca jednej z dywizji działających w Strefie Gazy. (PAP)

os/ szm/