Ukraina/ Dyrektor ośrodka przy linii frontu w Donbasie: dzieci mają silne lęki po ostrzałach
Pionerske jest ostatnią zamieszkałą wioską przed linią rozgraniczenia między wojskami ukraińskimi, a siłami wspieranych przez Rosję separatystów. Do linii stąd jest około 10 kilometrów.
W ośrodku znajdują pomoc dzieci z rodzin, które trafiły pod ostrzał, z rodzin wielodzietnych, będących w trudnej sytuacji. Na stałe „Arka” opiekuje się ośmiorgiem dzieci, w weekendy przyjeżdża tam około trzydziestu podopiecznych.
„Z okolicznych wsi dzieci przyjeżdżają do nas w weekendy same, a te mieszkające dalej przywozimy. W sobotę ich zabieramy, a w niedzielę po obiedzie, po mszy świętej odwozimy je do domu” – opowiada PAP Zawadzki, który pomaga potrzebującym w ramach Chrześcijańskiej Służby Ratunku. Ośrodek obejmuje pomocą dzieci w strefie 85 km wzdłuż linii rozgraniczenia. „To przeważnie dzieci, które nie mają taty, a samotne mamy nie dają sobie rady, często same są chore” – podkreśla.
Podopieczni zajmują się rękodziełem, dostają wsparcie w nauce, pracują z nimi psychologowie. „Wczoraj jedna z mam poprosiła, by porozmawiać z jej córką, bo miewa lęki po ostrzałach, dzisiaj właśnie psycholog ma pracować z tą dziewczynką” – mówi Zawadzki.
Dyrektor domu pomocy pytany o to, z jakimi problemami natury psychologicznej mierzą się dzieci w tym regionie, odparł, że przede wszystkim jest to poczucie strachu. Strach, jaki odczuwały podczas ostrzałów, do nich wraca. „Były takie przypadki, kiedy byliśmy tutaj i słychać było ostrzały, dzieci reagowały panicznie, od razu podbiegały do nas, pytały: a tu nie przyleci?, tu nie będą strzelać?” – opowiada.
Niektóre dzieci dniami ukrywały się w piwnicach. „Bardzo mocno to przeżywają, stale o tym mówią, pytają: nie będzie już tak, jak było wtedy?” – dodaje.
Pod opieką ośrodka jest dwóch chłopców, których ojciec zginął w wybuchu miny, na jaką najechał traktorem podczas pracy w polu. „Jeden z nich, Marek, podszedł do mnie pewnego razu i pyta: a mogę mówić do ciebie tato?” – mówi Zawadzki. Bracia zostali z mamą i babcią. „Jest im trudno, próbujemy pomagać. Kupiliśmy dla ich mamy dojarkę dla krów” – dodaje. Z młodszym chłopcem pracuje psycholog, bo dziecko walczy z panicznym strachem; kiedy dostaje ataku paniki zaczyna się kaleczyć.
Do Pionerskiego przyjeżdżają duchowni, którzy w miejscowej kaplicy odprawiają msze święte, udzielają sakramentów. „Głównie pełnię tu posługę duszpasterską. Jako kapłan, kapucyn, służę ludziom, którzy tu mieszkają, którzy cierpią; to posługa duchowa, eucharystia, spowiedź, przygotowanie do sakramentów, głoszenie Ewangelii” – mówi PAP brat Anton, kapucyn, którzy przyjeżdża do Pionerskiego od 1,5 roku.
„Na msze przychodzi około 15 osób, to osoby starsze, młodsze, dzieci, jakiś czas temu mieliśmy dwa śluby, chrzty” – wskazuje. W maju siedmioro dzieci przyjmie też pierwszą Komunię Świętą. „Ludziom przede wszystkim brakuje tu nadziei. Mieli tu zawsze trudne życie, a wojna sprawiła, że jest jeszcze trudniej” – ubolewa.
Ośrodek otrzymuje pomoc od Kościoła rzymskokatolickiego, wspomaga go też Ambasada RP i polski biznes. Ostatnio ośrodek dostał od polskiej strony m.in. komputer, słodycze i zabawki.
Z Pionerskiego Natalia Dziurdzińska (PAP)
ndz/ jar/