Amerykańscy i polscy historycy znaleźli miejsce upadku w 1944 roku bombowca. Nadal szukają szczątków załogi
Historycy i archeolodzy z Polski i USA przez ponad miesiąc prowadzili prace w Korzonku w gminie Bierawa, w miejscu, gdzie spadł amerykański bombowiec B-24, który bombardował zakłady produkujące benzynę syntetyczną w obecnej Blachowni. Prace zorganizowała amerykańska agencja DPAA, a Instytut Pamięci Narodowej wspierał przygotowania i uczestniczył w działaniach archeologicznych.
- Amerykanie bardzo długo i precyzyjnie przygotowywali się do tych prac. Analizowali swoje i niemieckie materiały archiwalne – mówi Adam Kondracki z katowickiego biura poszukiwań i identyfikacji IPN. - Z dokumentów niemieckich wynikało, że jeden z samolotów upadł na linię wysokiego napięcia w konkretnej miejscowości. Można było to miejsce zlokalizować. Ono odpowiada dokładnie miejscu, które odnaleziono w terenie. Odnaleziono krater, odnaleziono mnóstwo części samolotu.
Z zachowanych relacji świadków wynika, że zaraz po zestrzeleniu i upadku samolotu, Niemcy wyciągnęli z wraku kilka ciał amerykańskich lotników i wywieźli je. Wiadomo też, że okoliczni mieszkańcy znaleźli ludzkie szczątki między miejscowościami Ortowice i Korzonek w czasie budowy kanału przy rzece Bierawka. Mimo tego do tej pory nie udało się odnaleźć i zidentyfikować załogi tego samolotu.
- Mówimy o dziewięciu osobach - kapitanie poruczniku Arthurze Lindellu, jego zastępcach - dwóch oficerach oraz 6 członkach załogi - informuje Adam Kondracki. - Znaleźliśmy bardzo dużo fragmentów samolotu i nieliczne przedmioty, które wskazywały, że mogą w dalszych etapach prac znajdować się tam szczątki ludzie. To znaczy elementy osobistego wyposażenia: fragmenty spadochronu, kamizelki ratunkowej, zegarek.
Wszystkie wydobyte fragmenty samolotu oraz wyposażenia załogi są poddawane badaniom. W trakcie tegorocznych prac nie natrafiono na szczątki ludzie. W przyszłym roku Amerykanie chcą wrócić na miejsce upadku bombowca i razem z pracownikami IPN-u prowadzić prace poszukiwawcze.
Z zachowanych relacji świadków wynika, że zaraz po zestrzeleniu i upadku samolotu, Niemcy wyciągnęli z wraku kilka ciał amerykańskich lotników i wywieźli je. Wiadomo też, że okoliczni mieszkańcy znaleźli ludzkie szczątki między miejscowościami Ortowice i Korzonek w czasie budowy kanału przy rzece Bierawka. Mimo tego do tej pory nie udało się odnaleźć i zidentyfikować załogi tego samolotu.
- Mówimy o dziewięciu osobach - kapitanie poruczniku Arthurze Lindellu, jego zastępcach - dwóch oficerach oraz 6 członkach załogi - informuje Adam Kondracki. - Znaleźliśmy bardzo dużo fragmentów samolotu i nieliczne przedmioty, które wskazywały, że mogą w dalszych etapach prac znajdować się tam szczątki ludzie. To znaczy elementy osobistego wyposażenia: fragmenty spadochronu, kamizelki ratunkowej, zegarek.
Wszystkie wydobyte fragmenty samolotu oraz wyposażenia załogi są poddawane badaniom. W trakcie tegorocznych prac nie natrafiono na szczątki ludzie. W przyszłym roku Amerykanie chcą wrócić na miejsce upadku bombowca i razem z pracownikami IPN-u prowadzić prace poszukiwawcze.