Wolontariusze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami coraz częściej borykają się z fałszywymi wezwaniami o źle traktowanych czworonogach. Jak się okazuje, dla wielu mieszkańców regionu to sposób na sąsiedzkie porachunki. Społecznicy alarmują, że przez niepotrzebne interwencje organizacja narażana jest na zbędne koszty. Cierpią także zwierzęta - te, do których w tym czasie nikt do jedzie.
- Otrzymujemy nawet 6 wezwań dziennie. Staramy się sprawdzać wszystkie zgłoszenia - mówi Aleksandra Czechowska z opolskiego TOZ. - Często wygląda to w ten sposób, że dostajemy zgłoszenie i nie ważne, czy jest to weekend, ale jedziemy. Bo głoszenie brzmi na tyle poważnie, że trzeba udać się tam na miejsce. Np. po dotarciu na miejsce właściciele otwierają bramę, są trzy psy wykarmione, w trakcie wyczesywania. Jak tutaj można mówić o tym, że dochodzi do zaniedbania. Człowiek jedzie po 50-100 kilometrów w jedną stronę, żeby zobaczyć, czy się nie dzieje nic złego. Jeżeli pojedziemy w miejsce, gdzie jest zgłoszenie fałszywe, nie pojedziemy tam, gdzie jest zgłoszenie prawdziwe, ponieważ często jeździmy do miejsc, do których w ogóle nie powinniśmy się udać.
Wolontariusze TOZ apelują, by kierowane do organizacji zgłoszenia były wcześniej weryfikowane, a najlepiej potwierdzone zdjęciem.