"Ciecierzyn to nie ciemnogród". Mieszkańcy wsi odpowiadają na zarzuty o bierność w sprawie zabójstwa noworodków
Mieszkańcy Ciecierzyna wydali oświadczenie dotyczące ich rzekomej bierności w sprawie zabójstwa czterech noworodków przez Aleksandrę J.
W dyskusji publicznej i medialnej padło wiele pytań o reakcję społeczności lub jej brak. W piśmie podpisanym przez wielu mieszkańców czytamy m.in. "Wiele razy udowadnialiśmy naszą wrażliwość i umiejętność pomagania".
- Zszokowała mnie nagonka na naszą społeczność, bo Ciecierzyn to nie jest ciemnogród. Bardzo zszokowała mnie cała nagonka, że nasza społeczność nie zrobiła nic w tej sprawie. Dwa lata temu albo półtora roku temu były donosy do opieki społecznej - ludzie informowali, że może dojść do takiej tragedii. Z kolei opieka społeczna informowała policję, że takie przestępstwo jest prawdopodobne - mówi sołtys Paweł Grygier.
Zdaniem Artura Wasążnika, jednego z mieszkańców, działania Aleksandry J. to były bardzo starannie zaplanowane zbrodnie.
- Przede wszystkim nie było mowy, żeby z kimś podzielić się informacją o ciąży. Wszystko było zaplanowane tak, aby pod pretekstem nie trzeba było iść do opieki społecznej, bo ktoś mógłby zauważyć ciążę. Od początku był przygotowany zestaw plotek i kłamstw, które podsuwano ludziom, żeby ich zmylić.
Agnieszka Swerhun-Grzelak, druga mieszkanka Ciecierzyna, dodaje, że ludzie we wsi znają się, więc mają więcej zaufania do tego, co mówią sąsiedzi.
- Ludzie żyjący na wsi znają się i ufają sobie trochę bardziej niż społeczeństwo w mieście. Skoro od kilku osób wyszły informacje, że ta pani zostawiła jedno, drugie i trzecie dziecko w szpitalu, uwierzyliśmy. Skoro ich znamy, mamy do nich trochę większe zaufanie.
Przypomnijmy, Aleksandrze J. i jej partnerowi grozi dożywocie. Kobieta przyznała się do zabicia 4 noworodków. Jej partner odpowiadać będzie za pomocnictwo w zabójstwie. Więcej o reakcji mieszkańców w magazynie Reporterskie tu i teraz, po 14:00.
- Zszokowała mnie nagonka na naszą społeczność, bo Ciecierzyn to nie jest ciemnogród. Bardzo zszokowała mnie cała nagonka, że nasza społeczność nie zrobiła nic w tej sprawie. Dwa lata temu albo półtora roku temu były donosy do opieki społecznej - ludzie informowali, że może dojść do takiej tragedii. Z kolei opieka społeczna informowała policję, że takie przestępstwo jest prawdopodobne - mówi sołtys Paweł Grygier.
Zdaniem Artura Wasążnika, jednego z mieszkańców, działania Aleksandry J. to były bardzo starannie zaplanowane zbrodnie.
- Przede wszystkim nie było mowy, żeby z kimś podzielić się informacją o ciąży. Wszystko było zaplanowane tak, aby pod pretekstem nie trzeba było iść do opieki społecznej, bo ktoś mógłby zauważyć ciążę. Od początku był przygotowany zestaw plotek i kłamstw, które podsuwano ludziom, żeby ich zmylić.
Agnieszka Swerhun-Grzelak, druga mieszkanka Ciecierzyna, dodaje, że ludzie we wsi znają się, więc mają więcej zaufania do tego, co mówią sąsiedzi.
- Ludzie żyjący na wsi znają się i ufają sobie trochę bardziej niż społeczeństwo w mieście. Skoro od kilku osób wyszły informacje, że ta pani zostawiła jedno, drugie i trzecie dziecko w szpitalu, uwierzyliśmy. Skoro ich znamy, mamy do nich trochę większe zaufanie.
Przypomnijmy, Aleksandrze J. i jej partnerowi grozi dożywocie. Kobieta przyznała się do zabicia 4 noworodków. Jej partner odpowiadać będzie za pomocnictwo w zabójstwie. Więcej o reakcji mieszkańców w magazynie Reporterskie tu i teraz, po 14:00.