Ruszył proces w sprawie głośnej "afery dębowej" pod Wołczynem
Michał A. miał zlecać, a Daniel R. podpalać. Tak twierdzi prokuratura, która posadziła na ławie oskarżonych mężczyzn zamieszanych w tzw. "aferę dębową". Michał A., właściciel fabryki mebli, miał dosyć tych, którym nie podobała się masowa wycinka drzew. Dlatego - zdaniem prokuratury - zlecił podpalenie domu ekologa Adama Ulbrycha i kilkukrotnie zlecał podpalenie majątku spółki Promex z Rożnowa.
W swoich wyjaśnieniach, odczytanych przez sędziego Mateusza Śwista, Michał A. twierdził, że zapłacił za podpalenia, ale ich nie zlecał. Ponadto przyznał, że momentami czuł się szantażowany przez Daniela R.
- Mnie nie interesowało, jak on to zrobi i z kim to zrobi. Mnie interesowało tylko to, co z nim ustaliłem, że ma dokonać podpaleń. Dzwonił do mnie i mówił, że jestem mu dłużny pieniądze. W trakcie rozmów chciał wymusić na mnie pieniądze. Mówił, że jestem mu dłużny, a ja odpowiadałem, że jesteśmy rozliczeni. Dawał mi do zrozumienia, że interesuje się moją córką. Czułem, że szantażuje mnie i próbuje nastraszyć - odczytywał wyjaśnienia oskarżonego sędzia Mateusz Świst.
Daniel R. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. Oskarżony o współudział został również Piotr M. z Kluczborka, który miał sprzedać Danielowi R. broń i granat, którym wysadził jeden z ciągników.
Ponadto Michał A. - zdaniem prokuratury - przebywając w areszcie miał obiecać strażnikowi więziennemu meble z jego firmy w zamian za przekazanie jego żonie informacji o tym, że może mu dostarczyć sprzęt RTV. Proces rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Opolu.