Mariusz Grochowski, brzeski powiatowy radny PiS - Brzeskie Centrum Medyczne potrzebuje naprawy, ale to, co zostało zapisane w programie naprawczym, to nie jest to, czego BCM w tej chwili potrzebuje. Szpital potrzebuje przede wszystkim pieniędzy na spłatą zobowiązań wymagalnych, bo ich suma, jak nas poinformował dyrektor placówki, to 5,7 miliona złotych. To sporo. Wdrożenie programu naprawczego, jeśli w ogóle przyniesie efekty, a ja mam tu wiele wątpliwości, nie przyniesie takich oszczędności, żeby można było spłacić te przeterminowane zobowiązania - mówił w rozmowie "W cztery oczy" Mariusz Grochowski, brzeski powiatowy radny PiS a zarazem były dyrektor Brzeskiego Centrum Medycznego.
Zdaniem naszego gościa, w programie nie uwzględniono wzrostu wynagrodzenia zasadniczego od nowego roku, który dla szpitala oznaczać ma wzrost kosztów o co 1,2 miliona złotych (a nawet więcej, jeśli wziąć uwagę presję płacową ze strony pracowników wykwalifikowanych, którzy także będą oczekiwali podwyżek).
- Dodam, że jeśli zostanie zlikwidowana nocna i świąteczna opieka medyczna w Grodkowie, to znacznie częściej będą tam jeździły karetki z Brzegu, co także wpłynie na poziom kosztów - dodaje Grochowski. - A tu w grę wchodzą odległości rzędu 50 kilometrów.
W ocenie naszego gościa, należałoby przede wszystkim pozyskać finansowanie zewnętrzne (jak dodał, blok operacyjny w BCM jest budowany ze środków własnych powiatu i kredytów), co robi większość powiatów w Polsce.
- Mamy także w województwie opolskim przykłady, że powiat spłaca zobowiązania szpitala i dopiero wtedy wdraża program naprawczy - mówi Grochowski.
Jego zdaniem, wielu dobrych pomysłów na ograniczenie kosztów, na przykład poprzez przeniesienie działalności pewnych oddziałów do innych obiektów (co pozwoliłoby na sprzedaż albo dzierżawę zwolnionych pomieszczeń), nie zrealizowano, bo wymagałoby to zainwestowania pieniędzy, których nie było, bo BCM musiał spłacać najbardziej pilne zobowiązania.
Naszego gościa zapytaliśmy także, czy kontrakt dla BCM jest, a tak twierdził jego następca Krzysztof Konik, po prostu za niski.
- Kontrakty ustalano w latach 90. i nasze dzisiejsze problemy to w jakiejś mierze pochodna tamtych wyliczeń. Bo różnice w kontraktach były bardzo duże - twierdzi nasz gość.