Najpierw krzesła i garnki poczuły jego zamiłowanie do rytmu, do muzyki. Meble i naczynia wszelakie odetchnęły z ulgą, gdy już zaczął na poważnie bębnić i śpiewać, poza domem. Na dobry początek zdobył nagrodę...po czym natychmiast wraz zespołem został wyrzucony z festiwalu dla młodych wykonawców, a to za prezentację obrzydliwie imperialistycznego przeboju w języku bardzo obcym. Do dziś zastanawia się, jak to wpłynęło na jego losy, do dziś ze wzruszeniem opowiada o swojej muzycznej przygodzie w "Szafirach" z Głuchołaz, w "Abstynentach" z Nysy, a wreszcie w zespole "No To Co" i "Bractwie Kurkowym". Janusz Hernandez z Prudnika, jest w połowie Polakiem, w połowie Hiszpanem. W latach osiemdziesiątych wraz z rodziną wyjechał do swojej drugiej ojczyzny, dzięki czemu bez przeszkód gonił nuty i rytmy po całym świecie. A w Madrycie usłyszał opinię, że jego syn, Robert, absolwent opolskiego "Plastyczniaka", będzie artystą tatuażu - najlepszym na świecie. Są tacy, którzy uważają, że tak już jest. Zapraszam do wysłuchania premiery reportażu: "Światowe życie" - starszych słuchaczy po wspomnienia, które im lat kilkadziesiąt odbiorą, a młodszych, by dowiedzieli się, że muzyka, że sztuka w ogóle, może pokolenia pięknie łączyć.
...
Reportaż został wspomniany w audycji "Studio Reportażu" w dn. 16.07.2021