ŚLEDZTWO IPN - odc. 19.
Połączył je z aktami sprawy gliwickiej i zaczął prowadzić jedno postępowanie. Uznał, iż „nie wyczerpano wszelkich możliwości dowodowych zmierzających do ustalenia sprawców zbrodni, jak i osób pokrzywdzonych”.
IPN postawił sobie trzy pytania, na które chciał odpowiedzieć. Kto stoi za zbrodnią dokonaną na żołnierzach „Bartka”? Ile osób i kto zginął w trakcie ubeckiej prowokacji? Gdzie spoczywają pomordowani partyzanci?
Karty, na których jest spisana historia oddziału Bartka i operacji „Lawina” zgromadzono w 20 obszernych tomach. Są one znaczone aktami zgonów. Co kilka kart trafia się na korespondencję z urzędami stanu cywilnego z informacją, iż zmarła kolejna osoba. A to świadek z Barutu, a to członek rodziny zamordowanego partyzanta, a to były funkcjonariusz UB, który mógł brać udział w operacji „Lawina”.
- Część osób obawiała się mówienia do protokołu – przyznaje prokurator Przemysław Piątek. - Przesłuchiwałem krewnych czy najbliższych ofiar zbrodni. W kilku przypadkach niechętnie mówiły, a czasem dawały do zrozumienia, że się boją, w dalszym ciągu. To nie wynikało z jakichś bliżej nieustalonych gróźb. Ktoś opowiadał o mężczyźnie, który jeździł i uprzedzał potencjalnych świadków, żeby o tym nie mówili.
Inni świadkowie byli nieosiągalni. Część z nich już nie żyła. Inni zmienili nazwiska. Nie figurowali w Centralnym Biurze Adresowym. Wyjechali do Izraela. Ci, którzy zostali przy życiu, byli już w bardzo podeszłym wieku. Najczęściej mówili, że nic nie pamiętają. Inni nie mieli w ogóle ochoty na rozmowę z prokuratorem. Tak jak Antoni Oleksiak, były kierownik Sekcji I Wydziału III UB w Katowicach. Z jego akt personalnych wynika, że w nocy z 6 na 7 września 1946 roku brał udział w akcji przeciwko bandzie NSZ. W jej trakcie wywiązała się strzelanina i Oleksiak został trafiony raz w prawą i dwa razy w lewą nogę. Przewieziono go do szpitala.
Gdy w 2006 roku zadzwonił do niego prokurator Piotr Nalepa chcąc umówić się na przesłuchanie, usłyszał: „Mam 90 lat i nie bawię się w żadne śledztwa”, po czym Oleksiak rzucił słuchawką. Później otrzymywał pisemne wezwania, na które odpowiadał zaświadczeniami lekarskimi.
W końcu doszło do przesłuchania Oleksiaka w jego warszawskim mieszkaniu. Mając na uwadze wcześniejszą postawę, jego wynik był łatwy do przewidzenia. Oleksiak nic nie wiedział o „Bartku”. Pamiętał tylko, że był postrzelony, ale nie wiedział, czy go za to nagrodzono, czy ukarano.
Posłuchaj: