LUDZIE ZACZYNAJĄ MÓWIĆ - odc.15.
Świadkowie makabrycznych zdarzeń przeczuwając rychły koniec reżimu zdecydowali się mówić. O sprawie pisał dziennikarz czasopisma „Tak i Nie”. Na miejscu pojawił się reporter Radia Opole Marian Staszyński, a reportaż wyemitowano także w radiowej „Trójce”.
Dla niego sprawa zaczęła się od listu opublikowanego w „Kurierze Polskim”. Napisała go kobieta, mieszkanka pobliskiego Zawadzkiego. Pisała: „Tych ciał, o których piszę, nie kryje żaden grób. Oni wylecieli w powietrze razem ze stajnią folwarczną w Barucie, województwo opolskie. To było w 1953 lub 1954, dokładnie nie pamiętam. […] Po kilku godzinach rozległ się przeraźliwy huk, aż się chałupy we wsi zatrzęsły, a szyby wypadały z okien. Rano po stajni ani śladu, ale za to w pobliskim lesie rozrzucone polskie rogatywki z orzełkami, buty, części mundurów… Ludziom zabroniono tam chodzić, a także o tym mówić”.
Niezbyt precyzyjnie podano czas i miejsce tragedii. To utrudniło, ale nie umożliwiło dotarcia do sedna tematu.
Sprawa stała się oficjalna, więc nie można już było zbywać jej milczeniem. Tym bardziej, że na Hubertusie coraz częściej zaczęli się pojawiać poszukiwacze-amatorzy z całej Polski, którzy chcieli powiększyć swoje domowe muzea II wojny światowej o wojskowe akcesoria znalezione w baruckim lesie. Inni liczyli na odkopanie masowych grobów „śląskiego Katynia”.
Naczelnik gminy Jemielnica, na terenie której leży wioska Barut, Wiesław Łągiewka, zameldował o tym fakcie prokuraturze. Ta przekazała sprawę milicji. Trafiła ona na biurko posterunkowego, który nawet udał się na miejsce zdarzenia. W służbowej notatce napisał później: „żadnych śladów w tym miejscu nie widać”.
To już mogło zamknąć sprawę, ale nakazano mu jeszcze rozpytać okolicznych mieszkańców. Ci – choć jeszcze niechętnie – zaczęli opowiadać o tym jak widzieli ciężarówki jadące przez wioskę, jak nad ranem słyszeli huk, jak później w lesie znajdywali szczątki mundurów, butów i ciał.
Dzisiaj nie sposób już rozstrzygnąć, kiedy dokładnie doszło do wybuchu na Hubertusie. W tym kontekście pojawia się data 26 września. Mieszkańcy mówią o tym, że w sobotni wieczór widzieli ciężarówki, a w niedzielny poranek szykując się do zbierania ziemniaków słyszeli huk. Tylko czy bogobojni ślązacy zamierzali zbierać ziemniaki w niedzielę, zamiast stawić się jak co tydzień w kościele, na mszy? Według kalendarza stuletniego 26 września nie był sobotą, a czwartkiem.
Jeśli byłoby to faktycznie 26 września 1946 roku, to data ta mogłaby stać się ważnym symbolem w powojennej historii Polski. Dokładnie tego dnia komunistyczne władze Polski pozbawiły praw obywatelskich generała Władysława Andersa i 75 innych wyższych oficerów. Natomiast w Barucie rozegrał się ostatni akt operacji „Lawina”.
Posłuchaj: