Paryż/tenis - Linette: moja drabinka chyba nie mogłaby być trudniejsza
Linette pokonała występującą pod neutralną flagą Andriejewą 6:3, 6:4.
"Od samego początku grałam bardzo fajnie, dobrze serwowałam i cały czas to ja byłam bardziej agresywna, bardziej rozprowadzałam rywalkę po korcie. To był mój cel, nie chciałam, żeby Mirra weszła w swój rytm przebijania i rozrzucania mnie po placu gry. Utrzymałam swój poziom gry" - oceniła Linette.
"Zawsze próbuję grać agresywnie, ale pewność siebie daje dużo. Jestem zdecydowana, nie waham się. Pewność siebie jest kluczowa" - dodała.
Kolejną rywalką Linette będzie rozstawiona z numerem cztery Włoszka z polskimi korzeniami Paolini. Spotkanie zaplanowano na poniedziałek na godz. 12, więc Polka ma bardzo mało czasu na regenerację. Włoska zawodniczka, która w tym sezonie na kortach im. Rolanda Garrosa dotarła do finału, swój mecz rozegrała w sobotę, ma więc dodatkową przewagę odpoczynku.
"Śmieję się, czy moja drabinka mogła być trudniejsza... Chyba nie. Wiem, że Jasmine jest faworytką, to będzie naprawdę trudny mecz, bo ona gra bardzo dobrze praktycznie na każdej nawierzchni w tym roku. Presja będzie na niej, ja będę próbowała po prostu grać swoje, tak jak teraz - agresywnie. Będę czekać na swoje momenty" - zapowiedziała polska tenisistka.
Ostatnie 10 dni było dla niej bardzo intensywnych. W turnieju WTA w Pradze dotarła z Magdaleną Fręch do finału, który biało-czerwone rozegrały w... piątek. Jeszcze tego samego dnia obie zawodniczki dotarły do Paryża, a swoje mecze pierwszej rundy miały w niedzielę.
"Jestem tak zmęczona, że szczerze mówiąc nie zdążyłam się zestresować. Doświadczenie z poprzednich igrzysk naprawdę pomogło, było mi dużo łatwiej" - przyznała poznanianka, która przystąpiła do olimpijskiego turnieju pozytywnie zmotywowana tytułem wywalczonym w Pradze.
"Jak jest się po ciężkich 10 dniach, to jest duży dyskomfort, ale jak jest pewność siebie, adrenalina, to naprawdę wszystko układa się lepiej" - dodała.
Taką samą drogę z Pragi do Paryża przebyła druga z rywalizujących w niedzielę Polek - Fręch. Łodzianka przegrała jednak z Bułgarką Wiktorią Tomową 4:6, 6:7 (4-7) i już na pierwszej rundzie zakończyła olimpijski debiut.
"Drugi set na pewno był do wygrania. Zabrakło wykończenia, żeby podejść jeszcze bliżej, zagrać bardziej agresywnie. Pierwsza partia wynikała z warunków, że dopiero się przyzwyczajałam do tego, jak wszystko tu wygląda. Są zdecydowanie inne okoliczności niż podczas French Open, a ja nie miałam za dużo czasu na trening, na regenerację. Z tego powodu pojawiały się błędy" - skomentowała porażkę Fręch.
W turnieju singla w Paryżu rywalizuje również trzecia z biało-czerwonych, liderka światowego rankingu Iga Świątek. W sobotę awansowała do drugiej rundy, w której zmierzy się w poniedziałek z Francuzką Diane Parry.
Z Paryża - Monika Sapela (PAP)
msl/ krys/