Ekstraklasa koszykarzy - mistrzowski apetyt "Wików Morskich"
"Jestem szczęśliwy, ale i zaskoczony, bowiem jesteśmy ligowym kopciuszkiem. Od 10 sezonów mamy ten sam budżet. Znacznie niższy niż wiele klubów w lidze. Przed sezonem wskazywano nas na miejsce poza czołową dziesiątką, a my tymczasem mozolnie wygrywaliśmy mecz za meczem. W szansę na medal uwierzyłem, gdy zajęliśmy drugie miejsce w sezonie zasadniczym" – przyznał Król.
To od jego nazwiska pochodzi nazwa klubu, który ma także przydomek "Wilki Morskie". Ta dodatkowa nazwa oraz symbol wilka widnieją też w herbie klubu, a w tym sezonie są szczególnie eksploatowane w celach promocyjnych: "Drużyna ma wilczy apetyt na osiąganie kolejnych celów". Teraz tym celem jest mistrzostwo Polski.
King od ośmiu lat regularnie awansował do fazy play off, jednak nigdy nie przebrnął pierwszej rundy, mimo iż Król nie krył ambicji medalowych. W tym celu np. dwa sezony temu w trakcie rozgrywek sprowadził do zespołu Macieja Lampego. Inwestycja jednak okazała się fiaskiem, a znany koszykarz nie spełnił w Szczecinie pokładanych w nim oczekiwań.
Przed tym sezonem budowę zespołu powierzył Arkadiuszowi Miłoszewskiemu.
"W ubiegłym roku Miłoszewski przychodząc do nas zastał drużynę taką, jaka była i nie do końca mógł odpowiadać za wyniki. Teraz dostał wolną rękę w doborze zawodników. Oczywiście w ramach zakładanego budżetu" – zaznaczył właściciel klubu.
"Tak naprawdę z zawodników, których sprowadziliśmy do Szczecina, znałem tylko Tony'ego Meiera i Andy'ego Mazurczaka. To od nich zaczęliśmy budować skład. W kilku przypadkach zaryzykowaliśmy i się opłaciło. Były też roszady w trakcie sezonu. By ratować grę sprowadziliśmy w ostatniej chwili George'a Hamiltona i okazało się, że w ważnych momentach daje on drużynie bardzo wiele. Podobnie jak Bryce Brown, który także dołączył do nas w trakcie rozgrywek" – tłumaczył szkoleniowiec Kinga.
Zarówno prezes, jak i trener przekonani są, że to finałowy rywal - Śląsk Wrocław - jest faworytem i to nie tylko dlatego, że wygrał sezon zasadniczy i rozpocznie rywalizację play off dwóch meczów u siebie.
"Wrocławianie mają po prostu znacznie liczniejszą kadrę, praktycznie po dwóch zawodników na każdą pozycję. Ale w tym także upatruję naszej szansy. Ja nie będę miał dylematów, kto ma grać. Mam stabilny zespół. W Śląsku trener musi podjąć decyzję, kogo przeciwko nam wystawić. Może nie trafić z wyborem" – przekonywał Miłoszewski.
"W finałowych meczach decydować będą umiejętności zawodników, zaangażowanie, ale także taktyka, jaką przygotuje trener. W tym upatruję szansy na sukces" – uważa Król.
Miłoszewski dodał, że w jego ekipie panuje doskonała atmosfera, a kolejne zwycięstwa mocno ją napędzają.
"Jestem przekonany, że będziemy mistrzami. Ja tych chłopaków już nie zatrzymam, a oni bardzo chcą tego tytułu" – podkreślił Miłoszewski.
W Szczecinie od lat mówi się, że gdy Krzysztof Król osiągnie cel, jakim jest medal mistrzostw Polski, to zakończy swoją przygodę z koszykówką.
"Tak się stanie, jeśli miasto nie będzie nas bardziej wspierać. My dostaliśmy na sezon z miasta niewiele ponad 2 mln zł. Inne klubu, nawet w mniejszych miejscowościach, otrzymują znacznie więcej. Pamiętajmy, że niezależnie od tego, czy wygramy finał, czy będziemy wicemistrzem, w przyszłym sezonie czaka nas start w europejskich pucharach. Trzeba zbudować odpowiednio mocny zespół, a wydatki na udział w rozgrywkach międzynarodowych będą bardzo duże. Jeśli podejście miasta do klubu się nie zmieni, nie wykluczam, że za rok zrezygnuję" – zauważył właściciel klubu.
Pierwsze starcie o złoto - w piątek we Wrocławiu. Rywalizacja toczy się będzie do czterech zwycięstw. Najwcześniej mistrz kraju zostanie wyłoniony 9 czerwca, a najpóźniej - w przypadku siedmiu spotkań - 18 czerwca.(PAP)
pż/ pp/