Damien Chazelle nakręcił telefonem dwugodzinną wersję „Babilonu”
„Babilon” to opowiadające o dawnym Hollywood widowisko, które trwa dokładnie trzy godziny i dziewięć minut. I to właśnie w długości tego filmu analitycy rynku kinowego upatrują przyczyny jego niepowodzenia filmu. Choć niepowodzenie to mało powiedziane. W przedłużony świąteczny weekend otwarcia „Babilon” zarobił 5,3 miliona dolarów, co jest katastrofalną kwotą w przypadku produkcji, której nakręcenie kosztowało 80 milionów dolarów.
Chazelle nie ukrywa, że przygotowując się do realizacji „Babilonu”, przygotował jego dwugodzinną wersję, którą nakręcił iPhone’m na swoim podwórku. Wystąpiło w niej tylko dwoje aktorów: Diego Calva oraz żona Chazelle’a Olivia Hamilton. Calva później wcielił się w główną rolę Manny’ego Torresa, asystenta, który zostaje producentem filmowym, z kolei Hamilton zagrała reżyserkę Ruth Adler. „Była to spakowana, dwugodzinna wersja całego filmu sfilmowana iPhone’m na naszym podwórku” – wyznał reżyser w trakcie poświęconego filmowi spotkania w Los Angeles. „Przećwiczyliśmy tam cały film. Byliśmy tylko Olivia, Damien i ja. To bardzo niespotykana sytuacja” – dodaje obecny w trakcie tego samego spotkania Calva.
Chazelle zdradził też jeszcze jedną tajemnicę „Babilonu”. Jak ujawnił, sam też wystąpił w tym filmie - jego głos można usłyszeć spoza kadru w dwóch scenach. Pozostały one w finalnej wersji filmu, choć Chazelle chciał je wyciąć. Powstrzymali go przed tym występujący w „Babilonie” aktorzy. (PAP Life)
kal/ gra/