Był to setny mecz Wojciecha Kamińskiego w roli szkoleniowca Legii. Trener przed meczem otrzymał pamiątkową koszulkę, ale jego podopieczni nie sprawili mu dodatkowego prezentu.

”Można przegrać mecz, tak bywa. Ale mam pretensje do zawodników, że wnieśli w swoją grę mało energii. Przegrane spotkanie zawsze zaczynam od siebie. Muszę je na spokojnie przeanalizować. Być może popełniłem błąd w przygotowaniu. Jako trener jestem oceniany za grę zespołu, a ta nie wyglądała dziś tak jak powinna” – przyznał szkoleniowiec wojskowych po meczu.

„Zieloni Kanonierzy” mieli w czwartek na Torwarze źle nastawione celowniki. Szczególnie w pierwszej kwarcie, przegranej 11:16, byli bardzo nieskuteczni, trafiając zaledwie trzy z 17 rzutów z gry i popełniając cztery straty.

„W mojej opinii, nie graliśmy dziś dobrej koszykówki w ofensywie. Rywale byli bardziej agresywni, lepiej dzielili się piłką, dlatego wygrali. Ważne były też rzuty wolne. Śląsk wykonywał ich 30, a Legia 15” - zauważył łotewski skrzydłowy gospodarzy Janis Berzins.

W drugiej kwarcie legioniści trochę poprawili swoją grę, trzy razy doprowadzali do remisu, ale pięciopunktowa przewaga gości utrzymała się do przerwy. Gospodarze w pierwszych 20 minutach trafili 11 z 31 rzutów z gry i mieli 10 strat, rywale – odpowiednio 12/36 i pięć.

„Oba zespoły słabo grały w ofensywie. Legia miała więcej zbiórek w ataku (16-11 – PAP). My staraliśmy się kontrolować spotkanie poprzez obronę. W czwartej kwarcie właśnie dzięki niej przechyliliśmy szalę na swoją korzyść” - zauważył ukraiński środkowy Śląska Artiom Parachowski.

Wcześniej, w trzeciej kwarcie mistrzowie Polski uzyskali najwyższe od początku spotkania, 12-punktowe prowadzenie. Jednak w ostatniej odsłonie, po udanych akcjach m.in. Geoffreya Groselle’a, Łukasza Koszarka, Berzinsa i Devyna Marble, Legia odrobiła straty i objęła prowadzenie 63:62 na pięć i pół minuty przed końcem spotkania. Od tego momentu wróciły koszmary warszawian z początku spotkania. Gospodarze już do końca meczu nie zdobyli punktu, a goście rzucili ich 14, z czego 11 ich amerykański lider Jeremiah Martin.

Końcowe zwycięstwo wrocławiam 76:63 było jak najbardziej zasłużone.

„Dziękuję moim zawodnikom. To nie był dobry dzień Legii, ale jednak potrafiła nas doścignąć. W końcówce przesądziliśmy o zwycięstwie dzięki walce w obronie. Gdy Legia wyszła na prowadzenie, szukaliśmy sposobu na wygranie, znaleźliśmy Martina, ale inni zawodnicy mu pomagali. Ogólnie nie szło nam dziś rzutowo, to był słaby mecz” – podsumował trener słoweński trener Śląska Andrej Urlep. (PAP)

cegl/ af/