Nowy film Olivera Stone’a o energii jądrowej będzie miał premierę w Wenecji
„Pracowałem nad tym filmem od prawie dwóch lat z ogromną pomocą Joshuy Goldsteina, współautora „A Bright Future” (książki o zaletach energetyki jądrowej, przyp. red.)” – napisał na swoim facebookowym profilu reżyser. Po czym dodał, że zarówno książka, jak i jego film, prezentują racjonalne argumenty na rzecz energii jądrowej jako najlepszego źródła czystej energii, warunkującego „przetrwanie ludzkości na planecie Ziemia”.
Zdaniem reżysera: „To energia, która nie tylko ocali planetę, ale pozwoli nam się na niej rozwijać. I chociaż od dawna przedstawia się ją w kulturze popularnej jako niebezpieczną, w rzeczywistości jest o wiele bezpieczniejsza niż węgiel, ropa i gaz”.
Stone poinformował, że w jego dwugodzinnym dokumencie zabrakło miejsca na przedstawienie – jak to ujął – „błahych argumentów”, które prezentuje „antynuklearny tłum”, ponieważ „musimy użyć nauki i mózgów, aby przezwyciężyć to ostateczne wyzwanie, jakie stawia nam natura”.
Ma również jedną odpowiedź dla tych, którzy pokładają nadzieję w odnawialnych źródłach energii, takich jak: wiatrowe i słoneczne. Uważa, że rozwiązania takie, owszem są przydatne, ale jedynie w ograniczonym stopniu. Nie zbliżają nas do rozwiązania problemu klimatycznego chociażby dlatego, że do właściwego funkcjonowania potrzebują metanu. „Dlatego firmy paliw kopalnych wspierają odnawialne źródła energii” – stwierdził Stone.
Pod tym specyficznym zaproszeniem reżysera do obejrzenia jego filmu (Stone dodał, że pojawi się on również w mediach streamingowych), posypały się pretensje ze strony przeciwników jego tezy. Nie wszystkie błahe. Wielu internautów zauważyło, że choć wybitny reżyser nie kryje się z sympatią okazywaną Władimirowi Putinowi, to jednak powinien wiedzieć, że na świecie istnieją takie kraje, jak Rosja, w których energia jądrowa to najlepsze źródło… zastraszania obywateli własnego kraju, jak i wszystkich innych.
„Co za porażka i marnowanie wielkiego talentu oraz sławy” – napisał jeden z bardziej poirytowanych. „Energia jądrowa wcale nie jest wolna od węgla (z pewnością nie przy budowie elektrowni jądrowych). Jest również niesamowicie toksyczna i niebezpieczna. Tym, czego nam teraz najbardziej potrzeba, jest ogromny wzrost badań i wdrażania energii odnawialnej (…)”. Do tego Oliver Stone (mój dotychczasowy bohater) wyśmiewa „błahe argumenty” „tłumu antynuklearnego”. Daj już spokój!”.
Inny zauważył: „Załóżmy, że pewnego szczęśliwego dnia wynaleziono reaktor odporny na błędy, na katastrofy i awarie naturalne... Pytanie za milion dolarów pozostaje takie samo: co robimy z nieuniknionymi odpadami nuklearnymi? Gdzie je umieścimy? Te pozostałości będą nadal niebezpieczne dla wielu ludzkich pokoleń, a prezesi firm energetycznych i politycy, którzy będą podejmować decyzje, bardzo wątpię, czy zechcą je zakopać w ogrodach swoich domów”.
Jeszcze inne głosy: „Nie ma nic błahego w uzasadnionych argumentach, które przedstawia „tłum antynuklearny”. Owszem, musimy użyć „nauki i mózgów”, ale jest bardzo wiele rzeczy, których nasza nauka jeszcze nie ogarnia. Jednym z tych problemów jest niebezpieczeństwo promieniowania, powstałego w wyniku rozszczepienia jądrowego (…)”.
„Chętnie usłyszę nową i chyba oficjalnie ostatnią ścieżkę dźwiękową Vangelisa, ale jestem raczej sceptyczny, co do filmu. Nie dlatego, że ma na celu udowodnienie, że energia jądrowa jest lub może być „realistycznym rozwiązaniem” na przyszłość, ale dlatego, że odrzuca wszystkie argumenty przeciwko tej tezie, jako „błahe”. Wygląda mi to na produkcję finansowaną przez lobby jądrowe. Jestem raczej zaskoczony, że Vangelis zaangażował się w taki projekt, biorąc pod uwagę jego obawy o środowisko naturalne i nadużywania potencjalnie niebezpiecznej technologii”. (PAP Life)
pba/moc/