Hughes ostatniemu zabiegowi musiał się poddać w okresie australijskiej zimy (czerwiec-sierpień), po groźnym upadku podczas treningu. W jego wyniku uszkodził lewą kostkę i jest mało prawdopodobne, aby wyleczył ją w pełni na czas. Najprawdopodobniej będzie musiał więc regularnie wspomagać się środkami przeciwbólowymi. 26-letni zawodnik jednak nie załamuje się.

"W której dobrej historii nie ma odrobiny przeciwności losu? Urazy są częścią sportu, tak już jest. Zamierzam się upewnić, że na starcie igrzysk nie będę miał wymówek" - zaznaczył, cytowany przez agencję Reutera Hughes, który obecnie przebywa w domu w Sydney.

Australijczyk przyznał, że miał przy tym wszystkim nieco szczęścia, że zdążył poddać się zabiegowi w danym momencie. Ze względu na pandemię COVID-19 w połowie roku w Sydney wstrzymano operacje, które nie były niezbędne, by w szpitalach nie brakowało łóżek dla spodziewanej wzrastającej liczby pacjentów. Gdyby snowboardzista wówczas nie zdążył z zabiegiem, musiałby czekać do zakończenia kolejnego lockdownu w swoim regionie i jego olimpijskie plany zostałyby niemal na pewno przekreślone.

Hughes już nieraz wykazywał się w przeszłości determinacją. Po powrocie do startów po piątej operacji kolana wywalczył krążek igrzysk w Pjongczangu. W tej imprezie cała reprezentacja Australii zdobyła łącznie trzy medale. Problemy z kolanami spowodowały, że na sportową emeryturę przeszedł już Francuz Pierre Vaultier, który w 2018 roku w olimpijskiej rywalizacji wyprzedził zawodnika z antypodów.

"Mierzył się z tym co ja - obaj mieliśmy infekcje pooperacyjne w kolanach. Jemu, niestety, nie udało się już wrócić. To był zdecydowanie jeden z najlepszych zawodników w stawce, więc teraz otwiera się wyjątkowa szansa przed resztą" - przyznał Hughes.

Sam w zbliżających się igrzyskach zamierza walczyć o złoto w dwóch konkurencjach snowcrossowych - indywidualnie i w rywalizacji mieszanej, która zadebiutuje w programie olimpijskim. W tej drugiej w tym roku wraz z Belle Brockhoff został mistrzem świata. (PAP)

an/ cegl/