Holandia/ Protest osób pochodzenia azjatyckiego przeciw rasizmowi (opis)
O proteście na placu Museumplein napisał dziennik „De Volkskrant”.
"Jesteśmy opluwani, wyzywani, a często nawet popychani” - mówi cytowany przez gazetę Kayan Lam z Utrechtu. "Oskarża się nas, że pandemia koronawirusa to nasza wina" - relacjonuje jego słowa dziennik. „Kiedy mieszkałem we wsi Arkel, wyzywano mnie od brudnych Chińczyków i mówiono, bym wynosił się z Holandii” - mówi Kayan Lam.
Kevin Green, 37-letni biznesmen, opowiada historię ze szkolenia, które prowadził dla firmy transportowej. "Podczas warsztatów wiceprezes firmy wszedł do pokoju i zapytał: +Kto tu rządzi?+. Grupa pracowników spojrzała na mnie i odpowiedziałem, że ja. Ten spojrzał na mnie, odwrócił się do grupy, powtórzył pytanie i podszedł do pierwszego białego mężczyzny w grupie. To było upokarzające” - opowiadał Green.
Inny cytowany rozmówca, student komunikacji z Hongkongu, nie kryje rozgoryczenia. "Zawsze uważałem, że Holandia jest krajem otwartym i tolerancyjnym. Takie było moje pierwsze wrażenie, kiedy w zeszłym roku przyjechałem na studia do Amsterdamu” - opowiada „De Volkskrant”. Tak było do czasu, kiedy został przewrócony na przejściu dla pieszych i oskarżony o roznoszenie koronawirusa.
Sondaże wskazują, że problem dotyczy nie tylko Azjatów. Jak wynika z badań przeprowadzonych w ubiegłym roku przez rządowe Biuro Planowania Społecznego i Kulturowego na zlecenie ministerstwa spraw społecznych i zatrudnienia, ponad jedna czwarta (27 proc.) mieszkańców Holandii doświadcza dyskryminacji.
"Konsekwencje dyskryminacji są poważne: ludzie mogą wycofać się ze społeczeństwa, stracić zaufanie do instytucji, porzucić naukę lub poszukiwanie pracy. Dlatego też do integracji społecznej jest jeszcze daleko" - głosi konkluzja badania, opublikowanego na stronie internetowej ministerstwa.
Z Amsterdamu Andrzej Pawluszek (PAP)
apa/ osk/ akl/