Mistrz Polski rozpoczął spotkanie z bardzo wysokiego pułapu i po kilku dobrych akcjach objął prowadzenie 7:1. Uni nie zamierzało jednak poddawać się bez walki. W dalszej części pierwszego seta opolanki dobrym serwisem odrzuciły rywalki od siatki. Chemik miał duże problemy z kończeniem swoich ataków w odróżnieniu od wilczyc, które były dużo bardziej skuteczne na siatce, dzięki czemu przewaga rywalek w pewnym momencie stopniała do zaledwie dwóch punktów (11:13). Chemik po chwilowym przestoju wrócił jednak na właściwe tory, znowu powiększył przewagę i pewnie wygrał premierową odsłonę 25:17.

Po zmianie stron pierwsze trzy punkty zdobyły opolanki. Za chwilę był już jednak remis. Wyrównana gra toczyła się do wyniku 7:7. Później znakomicie w tym fragmencie seta spisujące się zawodniczki Uni po kilku skutecznych atakach wyszły na prowadzenie 12:9 i 14:11. Chemik zdołał odrobić tę różnicę i mieliśmy remis 19:19. Trzy kolejne ''oczka'' zdobywa Uni. Chemik goni wynik i o końcowym rozstrzygnięciu musi zadecydować gra na przewagi. Po wielkich emocjach w końcówce nasz zespół wygrywa 28:26.

Po zmianie stron emocji również nie brakowało. Niesione dopingiem swoich kibiców opolanki grały jak natchnione, co w pewnym momencie dało im wysokie prowadzenie 19:15. Chemik się nie poddaje i za chwilę mamy remis 20:20. Dwie kolejne długie wymiany wygrywają zawodniczki trenera Vettoriego i to one są w tym momencie bliżej wygranej w tym secie, później dokładają jeszcze dwa ''oczka'' i jest 24:22. Kolejny punkt zdobywa Chemik, ale w następnej akcji Kinga Stronias skutecznym atakiem z lewego skrzydła zdobywa decydujący punkt.

W kolejnym secie opolanki dały popis znakomitej gry. Zdeklasowały utytułowane rywalki. Wygrały 25:14, a cały mecz 3:1.

- Zagraliśmy bez presji, na pełnym luzie i to przyniosło świetny efekt – mówi Nicola Vettori, trener Uni. - Na pewno to był nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Wszystkie zawodniczki grały swoja najlepsza siatkówkę. Z drugiej strony mieliśmy może nie szczęście, bo w czwartym secie w Chemiku zeszła z boiska Brakocevic. Chyba jakaś kontuzja. Trzeba się cieszyć, ale od jutra zaczynamy myśleć o następnym rywalu.