Porażka Stali po tie-breaku. Nie ma wygranej, ale jest kolejny punkt
Stal Nysa wciąż nie potrafi odnieść zwycięstwa w nowym rozdaniu siatkarskiej PlusLigi. W meczu 8. kolejki uległa na własnym parkiecie 2:3 GKS-owi Katowice.
Zaczęło się doskonale, co zresztą gospodarzom w tym sezonie zdarzało się niejednokrotnie. Kilka punktów przewagi dawało nysianom prowadzenie 17:12. Chwilę później przyjezdni odrobili straty, ale gospodarze mieli jeszcze przewagę przy stanie 22:20. Niestety następne pięć "oczek" zdobyli przyjezdni, którzy niespodziewanie zwyciężyli 25:22.
Stal po przegranej w "wygranym" secie nie potrafiła dojść do siebie. W drugiej odsłonie zespół z Katowic prowadził od samego początku, a Nysa nie zdołała znaleźć lekarstwa na skuteczną grę przyjezdnych. GKS wygrał 25:21 i zapewnił sobie wywiezienie z Nysy przynajmniej punktu.
Odrodzenie gospodarzy nastąpiło w trzeciej partii. Prowadzenie praktycznie od początku, brak prostych błędów, a do tego skuteczne kontrataki doprowadziły do wygranej 25:20 i przedłużenia szans w tym spotkaniu.
Czwarta odsłona, choć na początku wyrównana, przebiegała ostatecznie pod dyktando gospodarzy. Stal pewnie ograła katowicki zespół 25:17 i doprowadziła do tie-breaka.
Podobnie jak w poprzednim sezonie piątą partię Stalowcy rozpoczęli bardzo słabo. Przyjezdni prowadzili już 6:0, a w tak wyrównanym spotkaniu taką stratę niezwykle trudno odrobić. Strony zespoły zmieniały przy prowadzeniu GKS-u 8:4. Przewaga, jaką stworzyła sobie drużyna gości okazała się już nie do odrobienia. Podopieczni Grzegorza Słabego zwyciężyli 15:10, a w całym spotkaniu 3:2.
- Pokazaliśmy w trzecim secie, a następnie w czwartym, że pomimo tego, że przegraliśmy dwie pierwsze partie i mamy za sobą bagaż porażek, potrafimy walczyć. Wierzyliśmy, że możemy to wygrać. Niewiele brakowało, żebyśmy mieli dwa punkty, a nie jeden. Ale z tego jednego także się cieszymy - podsumowuje Patryk Szwaradzki, atakujący nyskiej drużyny.
Stal pozostaje bez wygranej w tym sezonie, ale po tym meczu dopisała do tabeli drugi punkt.
Stal po przegranej w "wygranym" secie nie potrafiła dojść do siebie. W drugiej odsłonie zespół z Katowic prowadził od samego początku, a Nysa nie zdołała znaleźć lekarstwa na skuteczną grę przyjezdnych. GKS wygrał 25:21 i zapewnił sobie wywiezienie z Nysy przynajmniej punktu.
Odrodzenie gospodarzy nastąpiło w trzeciej partii. Prowadzenie praktycznie od początku, brak prostych błędów, a do tego skuteczne kontrataki doprowadziły do wygranej 25:20 i przedłużenia szans w tym spotkaniu.
Czwarta odsłona, choć na początku wyrównana, przebiegała ostatecznie pod dyktando gospodarzy. Stal pewnie ograła katowicki zespół 25:17 i doprowadziła do tie-breaka.
Podobnie jak w poprzednim sezonie piątą partię Stalowcy rozpoczęli bardzo słabo. Przyjezdni prowadzili już 6:0, a w tak wyrównanym spotkaniu taką stratę niezwykle trudno odrobić. Strony zespoły zmieniały przy prowadzeniu GKS-u 8:4. Przewaga, jaką stworzyła sobie drużyna gości okazała się już nie do odrobienia. Podopieczni Grzegorza Słabego zwyciężyli 15:10, a w całym spotkaniu 3:2.
- Pokazaliśmy w trzecim secie, a następnie w czwartym, że pomimo tego, że przegraliśmy dwie pierwsze partie i mamy za sobą bagaż porażek, potrafimy walczyć. Wierzyliśmy, że możemy to wygrać. Niewiele brakowało, żebyśmy mieli dwa punkty, a nie jeden. Ale z tego jednego także się cieszymy - podsumowuje Patryk Szwaradzki, atakujący nyskiej drużyny.
Stal pozostaje bez wygranej w tym sezonie, ale po tym meczu dopisała do tabeli drugi punkt.