Wodzili niedźwiedzia w Sławicach. Mieszkańcy gościli barwny korowód z berem i księdzem na czele
Od rana barwny korowód wędrował od domu do domu, życząc szczęścia mieszkańcom Sławic. Nie mogło oczywiście zabraknąć bera, księdza, muzykantów i Cyganki.
Zgodnie z tradycją, gospodarze składają wolne datki lub częstują słodyczami w ramach podziękowań za odwiedziny. Paweł Poliwoda przypomina, że trzeba przejść przez całą wieś.
- Idziemy od zagrody do zagrody. Tradycją jest taniec gospodyni z niedźwiedziem, a poza tym według dobrego zwyczaju, gospodarz dzieli się z nami dobrem. Ktoś wrzuci datek do skarbonki na cel charytatywny i w ten sposób musimy obejść całą wieś.
Paweł Poliwoda cieszy się z kultywowania tradycji, mimo coraz większych trudności z zebraniem korowodu.
- To jest właśnie największy problem, bo wszyscy jesteśmy zabiegani, każdy ma wiele zajęć i liczba osób w korowodzie niestety maleje z roku na rok. Staramy się jednak kultywować tę tradycję i mobilizować się nawzajem, żeby pójść w sobotni poranek i zrobić trochę szumu we wsi. Większość osób w korowodzie ma ponad 40 lat, więc trochę narzekamy na brak młodzieży, ale jakoś trzeba radzić sobie.
W wodzeniu bera uczestniczyły przedstawicielki Narodowego Instytutu Dziedzictwa, aby ocenić, czy warto wpisać tę tradycję na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
Katarzyna Latocha zaznacza, że ważne jest, od jak dawna kultywuje się tę tradycję. Liczy się też wielkość grupy.
- Ważne są przebrania i skład osobowy. Istotny jest również strój niedźwiedzia. Na przestrzeni lat bardzo widoczna jest zmiana - kiedyś niedźwiedź miał strój ze słomy, a dzisiaj mamy zazwyczaj mocno współczesne i uszyte przebranie. Wszystko po to, by osoba w roli niedźwiedzia nie było zbyt mocno obciążona.
Więcej o sławińskim wodzeniu bera powiemy w poniedziałkowym (25.02) programie Reporterskie tu i teraz.
- Idziemy od zagrody do zagrody. Tradycją jest taniec gospodyni z niedźwiedziem, a poza tym według dobrego zwyczaju, gospodarz dzieli się z nami dobrem. Ktoś wrzuci datek do skarbonki na cel charytatywny i w ten sposób musimy obejść całą wieś.
Paweł Poliwoda cieszy się z kultywowania tradycji, mimo coraz większych trudności z zebraniem korowodu.
- To jest właśnie największy problem, bo wszyscy jesteśmy zabiegani, każdy ma wiele zajęć i liczba osób w korowodzie niestety maleje z roku na rok. Staramy się jednak kultywować tę tradycję i mobilizować się nawzajem, żeby pójść w sobotni poranek i zrobić trochę szumu we wsi. Większość osób w korowodzie ma ponad 40 lat, więc trochę narzekamy na brak młodzieży, ale jakoś trzeba radzić sobie.
W wodzeniu bera uczestniczyły przedstawicielki Narodowego Instytutu Dziedzictwa, aby ocenić, czy warto wpisać tę tradycję na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
Katarzyna Latocha zaznacza, że ważne jest, od jak dawna kultywuje się tę tradycję. Liczy się też wielkość grupy.
- Ważne są przebrania i skład osobowy. Istotny jest również strój niedźwiedzia. Na przestrzeni lat bardzo widoczna jest zmiana - kiedyś niedźwiedź miał strój ze słomy, a dzisiaj mamy zazwyczaj mocno współczesne i uszyte przebranie. Wszystko po to, by osoba w roli niedźwiedzia nie było zbyt mocno obciążona.
Więcej o sławińskim wodzeniu bera powiemy w poniedziałkowym (25.02) programie Reporterskie tu i teraz.