Jacht "Opole" dotarł do Islandii. W drodze silnie powiało, było spotkanie z orkami
Zakończył się drugi z pięciu etapów rejsu "Opole dookoła Islandii". Kapitan Andrzej Kopytko dotarł z załogą jachtu "Opole" do Reykiaviku, stolicy Islandii.
Jacht wypłynął ze Świnoujścia 13 czerwca. Celem jest opłynięcie Islandii zwanej krainą lodu i ognia oraz przekroczenie koła podbiegunowego. W każdym etapie uczestniczy kapitan Kopytko oraz trzy osoby z wykupionym biletem.
- Pierwszy etap do Stavanger przebiegł bezproblemowo - relacjonuje kapitan Kopytko.
- W drugim etapie spotkała nas jedna przygoda. Mieliśmy spotkanie z orkami. Niestety nie mamy nawet jednego zdjęcia, bo emocje były przeolbrzymie, szczególnie kiedy dwa osobniki podpłynęły pod burtę i coś oglądały sobie. Po chwili rozpłynęły się w wodzie momentalnie.
Pogoda dopisuje, poza odcinkiem z Wysp Owczych do Reykjaviku, gdzie porywy sięgały 39 węzłów.
- Dość mocno opieraliśmy się na routingu pogodowym i staraliśmy się przepuścić wiatr nad jachtem, czyli tak naprawdę pomiędzy jachtem a Islandią. Chcieliśmy, by centrum tego niżu przeszło. To udało się zrobić, więc tak naprawdę jacht trafiał jedynie na końcówkę dolnych ćwiartek wiatru. Ostatecznie obeszło się bez problemów.
Andrzej Kopytko dodaje, że rozważane jest wydłużenie rejsu w okolice Grenlandii, aby zobaczyć dzień podbiegunowy. To będzie jednak zależeć od prognoz pogody.
- Pierwszy etap do Stavanger przebiegł bezproblemowo - relacjonuje kapitan Kopytko.
- W drugim etapie spotkała nas jedna przygoda. Mieliśmy spotkanie z orkami. Niestety nie mamy nawet jednego zdjęcia, bo emocje były przeolbrzymie, szczególnie kiedy dwa osobniki podpłynęły pod burtę i coś oglądały sobie. Po chwili rozpłynęły się w wodzie momentalnie.
Pogoda dopisuje, poza odcinkiem z Wysp Owczych do Reykjaviku, gdzie porywy sięgały 39 węzłów.
- Dość mocno opieraliśmy się na routingu pogodowym i staraliśmy się przepuścić wiatr nad jachtem, czyli tak naprawdę pomiędzy jachtem a Islandią. Chcieliśmy, by centrum tego niżu przeszło. To udało się zrobić, więc tak naprawdę jacht trafiał jedynie na końcówkę dolnych ćwiartek wiatru. Ostatecznie obeszło się bez problemów.
Andrzej Kopytko dodaje, że rozważane jest wydłużenie rejsu w okolice Grenlandii, aby zobaczyć dzień podbiegunowy. To będzie jednak zależeć od prognoz pogody.