Wypadek polskiego autokaru pod Dreznem. Po blisko dekadzie ruszył proces
Zarzut nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym usłyszał przed opolskim sądem Andrzej Z., były kierowca opolskiego Sindbada. To on w lipcu 2014 roku siedział za kierownicą autobusu, który doprowadził do wypadku na niemieckiej autostradzie w Dreźnie. Zginęło 11 osób, 66 zostało rannych.
Po uderzeniu przebijając barierkę autobus zjechał na lewy pas i zderzył się czołowo z minibusem. Na koniec stoczył się 10-metrowego nasypu.
Andrzej Z. nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. Na sali sądowej przeprosił rodziny
ofiar. Nie jest już kierowcą zawodowym.
- W pierwszej kolejności chciałbym powiedzieć, że jest mi bardzo przykro z powodu wypadku. Jestem załamany tą sytuacją, przede wszystkim z powodu śmierci 11 osób. Wypadek wywarł także tragiczne skutki na mnie i na mojej rodzinie. Po wypadku nie wróciłem już do normalnego funkcjonowania.
Andrzej Z. przekazał, że nie pamięta samego wypadku. Trasę doskonale znał. Wsiadł za kierownicę około godziny 23.00 w Legnicy. Zapewnia, że był wypoczęty.
- Momentu samego wypadku nie pamiętam. Nie jestem w stanie odtworzyć, co działo się przed wypadkiem i bezpośrednio po. Nie pamiętam jak wydostałem się z autokaru. Pamiętam, że po wypadku pomagałem pasażerom, ale nie wiem, komu dokładnie, ani w której części autokaru. To wszystko, co bym chciał powiedzieć.
Andrzej Z. nie był karany. W procesie, który wystartował przed Sądem Okręgowym grozi mu kara do 10 lat pozbawienia wolności.