12 lat od katastrofy smoleńskiej. "Każdy już zawsze będzie pamiętał, co robił 10 kwietnia 2010 roku"
Mija 12 lat od katastrofy samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem. 10 kwietnia 2010 roku zginęło w niej 96 osób z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej Lechem Kaczyńskim i jego małżonką Marią. Na pokładzie maszyny był też ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, a także między innymi: wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, parlamentarzyści, dowódcy głównych sił zbrojnych, osoby sprawujące wysokie funkcje w państwie, duchowni, przedstawiciele Rodzin Katyńskich oraz załoga samolotu i funkcjonariusze BOR. Delegacja leciała na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
- Nasze służby twierdzą, że niestety najprawdopodobniej, możemy założyć, że wszystkie 88 osoby, które były na pokładzie w momencie tej niewyobrażalnej katastrofy zginęły. To jest tragedia, która wykracza poza naszą wyobraźnię - mówił 12 lat temu Piotr Paszkowski.
Półtorej godziny przed katastrofą tupolewa na lotnisku w Smoleńsku wylądował Jak-40 z grupą dziennikarzy na pokładzie. Udali się na cmentarz wojenny w Katyniu, gdzie miały odbyć się uroczystości w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej.
Gdy do zebranych w Katyniu dotarła informacja o katastrofie samolotu, rozpoczęto modlitwy, następnie odprawiono mszę świętą.
Przebieg wydarzeń w Lesie Katyńskim relacjonował dziennikarz Polskiego Radia (Witold Banach) - Hierarchowie kościołów rozpoczęli wspólną modlitwę w intencji ofiar katastrofy. Kilka minut temu Jacek Sasin z Kancelarii Prezydenta oficjalnie potwierdził tragiczną informację i poprosił o modlitwę w intencji tych, którzy tak tragicznie zakończyli swoją pielgrzymkę do miejsca kaźni polskich jeńców zamordowanych przez NKWD.
W kraju po podaniu informacji o katastrofie w wielu miejscach zaczęto wywieszać biało-czerwone flagi przepasane kirem. Przed Pałacem Prezydenckim, a potem na placu Piłsudskiego w Warszawie gromadziły się tłumy. Ludzie przynosili kwiaty, palili znicze, modlili się. Wielu płakało.
- Był taki odruch, żeby tu przyjść, żeby być w tym miejscu. Miejsce każdego Polaka jest tutaj - mówiła jedna z kobiet. - Straszna informacja. Myślę, że tak jak każdy z Amerykanów będzie pamiętał, co robił w dniu śmierci Kennedy'ego, to każdy będzie pamiętał, co robił 10 kwietnia 2010 roku - mówił napotkany mężczyzna.
O godzinie 12.00 w Krakowie zabrzmiał dzwon Zygmunt. Przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie gromadziły się tłumy. Ludzie zapalali znicze i składali kwiaty.
Obowiązki głowy państwa przejął ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Ogłosił żałobę narodową, która trwała do 18 kwietnia. Do Polski napływały kondolencje z całego świata, na znak żałoby i solidarności flagi przed budynkiem Komisji Europejskiej w Brukseli zostały opuszczone do połowy masztu.
W całej Polsce w kościołach odbywały się msze święte. Ciała ofiar katastrofy - po identyfikacji - zostały przetransportowane do Polski. Pierwsza powróciła do kraju trumna ze szczątkami prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ciało brata zidentyfikował Jarosław Kaczyński. Dwa dni później zostały rozpoznane zwłoki Marii Kaczyńskiej. Pogrzeb pary prezydenckiej odbył się 18 kwietnia na Wawelu. W uroczystościach uczestniczyło ponad 150 tysięcy osób, w tym przedstawiciele najwyższych władz państwowych i delegacje z kilkudziesięciu krajów.
Pogrzeby ofiar katastrofy trwały do ostatnich dni kwietnia. Ostatnie pożegnanie - generała Andrzeja Błasika - odbyło się 28 kwietnia na warszawskich Powązkach.