Brzescy ratownicy wodni szybciej dotrą do potrzebujących na Odrze. Część ich sprzętu stacjonuje przy miejskiej marinie
Ratownicy brzeskiego WOPR-u szybciej dotrą do potrzebujących na Odrze. To możliwe dzięki porozumieniu z zarządcą miejskiej mariny, przy której stacjonuje teraz jedna z posiadanych przez nich łodzi.
Choć odległość między bazą ratowników a mostem, przy którym znajduje się rekreacyjna przystań wynosi około 1,5 kilometra, to pokonanie jej przez jednostki pływające zajmuje nawet kilkadziesiąt minut. Jak zauważa bosman brzeskiej stanicy WOPR Piotr Prusak, to czas, który może przesądzić nawet o życiu potrzebujących, dlatego nowe rozwiązanie powinno znacznie zwiększyć bezpieczeństwo na tym odcinku rzeki.
- Z uwagi na to, że my znajdujemy się trochę wyżej i żeby spłynąć w dół rzeki musimy pokonać śluzę. To zajmuje do 40 minut, a przy różnych akcjach i zdarzeniach niebezpiecznych najważniejszy jest czas dotarcia do poszkodowanych osób - wskazuje.
W tym sezonie brzescy wodniacy nie odnotowali jeszcze poważniejszych interwencji. Najczęściej są oni wzywani do kajakarzy, którzy przecenili swoje możliwości i płynąc z nurtem rzeki, zapuścili się zbyt daleko od przystani.
- Tutaj jest taki odwieczny problem, że ludzie ludzie wypożyczający kajaki z mariny, płyną najczęściej w dół, czasami nie mają już siły, żeby wrócić i wtedy my służymy pomocą, holujemy te jednostki w górę rzeki do portu, do mariny - dodaje bosman.
Ponadto tego lata ratownicy byli wzywani między innymi do wspólnych poszukiwań zaginionych osób, prowadzonych wraz z policją, a także do łodzi motorowej, która po awarii silnika nie była w stanie samodzielnie powrócić w bezpieczne miejsce.
- Z uwagi na to, że my znajdujemy się trochę wyżej i żeby spłynąć w dół rzeki musimy pokonać śluzę. To zajmuje do 40 minut, a przy różnych akcjach i zdarzeniach niebezpiecznych najważniejszy jest czas dotarcia do poszkodowanych osób - wskazuje.
W tym sezonie brzescy wodniacy nie odnotowali jeszcze poważniejszych interwencji. Najczęściej są oni wzywani do kajakarzy, którzy przecenili swoje możliwości i płynąc z nurtem rzeki, zapuścili się zbyt daleko od przystani.
- Tutaj jest taki odwieczny problem, że ludzie ludzie wypożyczający kajaki z mariny, płyną najczęściej w dół, czasami nie mają już siły, żeby wrócić i wtedy my służymy pomocą, holujemy te jednostki w górę rzeki do portu, do mariny - dodaje bosman.
Ponadto tego lata ratownicy byli wzywani między innymi do wspólnych poszukiwań zaginionych osób, prowadzonych wraz z policją, a także do łodzi motorowej, która po awarii silnika nie była w stanie samodzielnie powrócić w bezpieczne miejsce.