Zgon, usiłowanie samobójstwa. Coraz więcej nieszczęść w nyskiej noclegowni
Bezdomni korzystający z nyskiej noclegowni nie wytrzymują upałów i presji związanej z dwumiesięcznym koczowaniem pod namiotem. Jest więcej niż zazwyczaj zgonów, a ostatnio doszło do usiłowania samobójstwa. Jedna z osób pocięła sobie szyję żyletką, została odratowana w nyskim szpitalu.
W myśl obecnie obowiązujących przepisów noclegownia funkcjonuje tylko w nocy, a nie - jak dotychczas - całodobowo. Zatem w dzień podopieczni siedzą w upale w namiocie postawionym przez urząd miasta przed zamkniętymi drzwiami placówki. Przed kilkoma dniami zmarł jeden z bezdomnych, poważnie chory, który źle się poczuł podczas załatwiania spraw w Ośrodku Pomocy Społecznej, skąd został przewieziony do szpitala.
- To był nasz kolega Józek, ale już i wcześniej były pogrzeby. Nie wytrzymujemy takiego życia, tych upałów, siedzimy w namiocie przez cały dzień przed zamkniętymi drzwiami noclegowni, jesteśmy wpuszczani dopiero o godz.20.00. Niektórzy śpią tu na drewnianej ławce, ale co to za spanie. W środku, w noclegowni, jest apteczka z lekarstwami – i co z tego, jak drzwi są zamknięte? – narzekają bezdomni.
Jeden z nich pokazuje reporterce poranioną szyję.
- Niedawno nie wytrzymałem i pociąłem się żyletką. Odratowali mnie w szpitalu – mówi bezdomny.
Wiceburmistrz Nysy Piotr Bobak zapewnia, że każda osoba wymagająca całodobowej opieki zostanie przewieziona do schroniska św. Brata Alberta w Bielicach, z którym nyska gmina ma podpisaną umowę. Przyznaje jednak, że tylko dwóch bezdomnych wyraziło taką zgodę.
- Rodzi się pytanie, czy możemy w miejscu noclegowni stworzyć w Nysie całodobowe schronisko? Wszystko jest kwestią pieniędzy, myślę, że byłby to koszt rzędu pół mln zł. Dzisiaj noclegownią zarządza spółdzielnia socjalna „Parasol” i jest też pomysł, aby jedną z sal w gimnazjum nr 2 (gdzie ma siedzibę) przeznaczyć na dzienną świetlicę dla osób bezdomnych. Poza tym w zimie powstanie specjalna sala - ogrzewalnia, także czynna w dzień – mówi wiceburmistrz.
Na razie brak decyzji w tej sprawie, zatem podopieczni noclegowni codziennie siedzą pod namiotem w upale, są też systematycznie odwiedzani przez pracowników Ośrodka Opieki Społecznej.
- To był nasz kolega Józek, ale już i wcześniej były pogrzeby. Nie wytrzymujemy takiego życia, tych upałów, siedzimy w namiocie przez cały dzień przed zamkniętymi drzwiami noclegowni, jesteśmy wpuszczani dopiero o godz.20.00. Niektórzy śpią tu na drewnianej ławce, ale co to za spanie. W środku, w noclegowni, jest apteczka z lekarstwami – i co z tego, jak drzwi są zamknięte? – narzekają bezdomni.
Jeden z nich pokazuje reporterce poranioną szyję.
- Niedawno nie wytrzymałem i pociąłem się żyletką. Odratowali mnie w szpitalu – mówi bezdomny.
Wiceburmistrz Nysy Piotr Bobak zapewnia, że każda osoba wymagająca całodobowej opieki zostanie przewieziona do schroniska św. Brata Alberta w Bielicach, z którym nyska gmina ma podpisaną umowę. Przyznaje jednak, że tylko dwóch bezdomnych wyraziło taką zgodę.
- Rodzi się pytanie, czy możemy w miejscu noclegowni stworzyć w Nysie całodobowe schronisko? Wszystko jest kwestią pieniędzy, myślę, że byłby to koszt rzędu pół mln zł. Dzisiaj noclegownią zarządza spółdzielnia socjalna „Parasol” i jest też pomysł, aby jedną z sal w gimnazjum nr 2 (gdzie ma siedzibę) przeznaczyć na dzienną świetlicę dla osób bezdomnych. Poza tym w zimie powstanie specjalna sala - ogrzewalnia, także czynna w dzień – mówi wiceburmistrz.
Na razie brak decyzji w tej sprawie, zatem podopieczni noclegowni codziennie siedzą pod namiotem w upale, są też systematycznie odwiedzani przez pracowników Ośrodka Opieki Społecznej.