Jedni umierali, drudzy przeżyli katorgę na nieludzkiej ziemi
77 lat temu ruszyła pierwsza masowa deportacja Polaków na Sybir. Objęła ona mieszkańców Kresów Wschodnich, które znalazły się pod sowiecką okupacją. W ramach akcji depolonizacyjnej do łagrów zesłano tamtejszą elitę społeczną II Rzeczpospolitej.
- 10 lutego 1940 roku przyszło NKWD i zabierało całe rodziny - wspomina pochodząca z województwa tarnopolskiego Teofila Kołodenna, która po wojnie osiedliła się w Łące Prudnickiej. – W naszym wagonie upchano 56 osób. Gdy zabrali mojego dziadka to był chory i w drodze umarł. Nie powiedziano nam nawet gdzie. Wieźli nas miesiąc do Krasnojarskiego Kraju. Na miejscu była już tylko tajga. Od razu wygonili nas do pracy, do lasu. Jeść nie było co. Ludzie umierali prawie codziennie.
- Nas zawieźli w Nowosybirsk - mówi pochodzący z Wołynia Bronisław Sawicki, który po wojnie zamieszkał w Głubczycach. – Miasto, gdzie byliśmy zesłani nazywało się Leninsk. Nas Polaków brano do roboty w miejscowej kopalni. Śmiertelność była bardzo duża. Częste były wypadki w pracy oraz tyfus. Choroby nas dziesiątkowały.
Do czerwca 1941 roku władze sowieckie przeprowadziły cztery deportacje. Według różnych szacunków na Syberię zesłano nawet miliona Polaków.
- Nas zawieźli w Nowosybirsk - mówi pochodzący z Wołynia Bronisław Sawicki, który po wojnie zamieszkał w Głubczycach. – Miasto, gdzie byliśmy zesłani nazywało się Leninsk. Nas Polaków brano do roboty w miejscowej kopalni. Śmiertelność była bardzo duża. Częste były wypadki w pracy oraz tyfus. Choroby nas dziesiątkowały.
Do czerwca 1941 roku władze sowieckie przeprowadziły cztery deportacje. Według różnych szacunków na Syberię zesłano nawet miliona Polaków.