Wybuchy kotłów w parowozach nie były zdarzeniami szczególnie rzadkimi. W latach 1945 – 1984 w Polsce miało miejsce 16 takich przypadków. Nic nie zapowiadało nieszczęścia gdy 22 listopada 1947 roku pociąg o numerze 9741 wyruszał z Fosowskich na swoją codzienną trasę do Kluczborka.
Dwuosobowa załoga parowozu Ty-2-361 składała się z doświadczonych kolejarzy, na co dzień stacjonujących w lokomotywowni w Ostrowie Wielkopolskim. Z Kluczborka mieli wyruszyć właśnie w trasę do macierzystej stacji. Tymczasem w okolicach stacji Szumirad położonej obok wsi Chudoba doszło do tragicznego w skutkach przeoczenia.
Prawdopodobnie rutyna sprawiła, że pomocnik maszynisty, ani sam maszynista nie zwrócili uwagi na dramatycznie niski poziom wody w kotle parowozu. A przecież obserwacja poziomu lustra wody w kotle na wodowskazie była jednym z najważniejszych obowiązków drużyny parowozu, miało to zapewnić utrzymywanie optymalnego ciśnienia pary wodnej w instalacji napędowej parowozu.
Od optymalnego poziomu wody w kotle zależała zarówno moc maszyny, ekonomiczność pracy kotła, a przede wszystkim bezpieczeństwo obsługi.
Niestety, tym razem doświadczeni kolejarze się zagapili. Być może coś na zewnątrz odwróciło ich uwagę i nie uzupełnili w kotle wody, której przecież mieli spory zapas w specjalnym zbiorniku nad kotłem. Poziom lustra wody w kotle powinien utrzymywać się w granicy 10 cm od górnej części skrzyni ogniowej – mówi instrukcja obsługi parowozu.
Gdy górna ścianka paleniska wynurzy się z wody wypadki zaczynają biec błyskawicznie.
W protokołach komisji badającej wypadek zapisano, że prawdopodobnie w efekcie przeoczenia doszło do wyczerpania się wody w kotle, w którym przy niskim stanie wody odsłaniał się szczyt skrzyni ogniowej przystosowanej do pracy w pełnym zanurzeniu w pełniącej funkcję chłodzącą ściany paleniska wodzie.
W efekcie pozostała w kotle woda zmieniła się w parę, a ponieważ ciepło właściwe pary wodnej jest prawie dwa razy mniejsze niż wody czyli do ogrzania tej samej ilości pary potrzeba dwa razy mniej energii niż jest potrzebne do ogrzania do tej samej temperatury wody w stanie ciekłym, nastąpił szybszy niż przewidywała konstrukcja kotła wzrost temperatury i ciśnienia.
Para wytworzona w ilościach znacznie większych, niż były w stanie w stanie oddać do atmosfery zawory bezpieczeństwa rozsadziła kocioł. Części kabiny i fragmenty kotła znajdowano w odległości do 2 km od miejsca wybuchu.
Po II wojnie światowej miało w Polsce miejsce 16 przypadków wybuchu kotła parowozu i wszystkie miały tę samą przyczynę czyli zbyt niski poziom wody w kotle, do czego doprowadziła nieuwaga maszynisty. Na Opolszczyźnie podobny wypadek miał miejsce na trasie z Opola do Ozimka w roku 1949.
Ostatni taki przypadek miał miejsce w roku 1984 w okolicach Lwówka Śląskiego. Wkrótce parowozy całkowicie zniknęły z polskich tras kolejowych. Dziś można je zobaczyć w akcji tylko w specjalne okazje, gdy wyruszają na trasy pociągi retro, w których główną atrakcją są właśnie buchające parą i dymem stare parowozy.